piątek, 17 lipca 2015

Rozdział XII


"Świat łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscach złamania."


Miesiąc później

                          Popchnęła drzwi sali jedną ręką, a w drugiej trzymała Noemi. Zobaczyła leżącą, bladą Juli, która najprawdopodobniej spała. Usiadła na pustym łóżku obok jej łóżka, i najzwyczajniej w świecie zaczęła płakać. Nie wyobrażała sobie życia bez jej w domu. Sytuacja z dnia na dzień była coraz gorsza, Juli praktycznie cały czas traciła świadomość. Nie wiedziała kim są ludzie przychodzący do niej, a nie mówiąc już o jej danych personalnych. Guz w jej mózgu ciągle się powiększał, usunięcie go nie było możliwe, gdyż był zbyt złośliwy i to by jedynie pogorszyło jej stan.
- Długo tu już jesteś? - zapytała otwierając powoli oczy.
- Przed chwilą przyszłam - odpowiedziała.
Mała już zaczynała się nudzić, dlatego postanowiła pobawić się włosami Gabrielli, co oznaczało garść wyrwanych włosów na koszuli.
- Jak tam w domu? Dajecie sobie radę? - w jej tonie było czuć obawę.
- Wszystko jest dobrze, John zajmuje się gospodarstwem, czasem przyjdzie Chris i pomoże mu przy owcach - odpowiedziała pewnym głosem, aby Juli nie obawiała się, że jej choroba wywróciła ich świat do góry nogami.
- To bardzo fajnie, cieszę się - Złapała nóżkę Noemi i zaczęła nią potrząsać dla zabawy - Jest kochana. Istny cud.
- Byłam z nią u lekarza kilka dni temu i ten wzdęty brzuszek to zwykła kolka. Kupiłam kilka ziołowych herbatek - Gabriella złapała ją za główkę, bo próbowała się wyślizgnąć.
- Tak jak myślałam. Adam się odzywał?
- Tak, tata dzwoni ostatnio codziennie i zawsze pyta o twoje zdrowie. Powiedział, że odwiedzi nas na weekendzie, bo teraz ma strasznie dużo problemów w firmie.
Juli jedynie potaknęła głową i znowu zasnęła. Gabriella ubrała Noemi niebieski dres i po cichu wyszła z sali.
                       W głowie miała pełno obaw i myśli dotyczących Juli. Wiedziała, że jej życie wisi na małym włosku, a ona nic nie może z tym zrobić. Jest całkowicie bezradna. Ale przecież musi żyć dalej, ma córkę, którą musi się zająć, a John nie wiadomo jak zareaguje na możliwe zejście Juli z tego świata. Na samą myśl zrobiło jej się nie dobrze.
Weszła do domu, gdzie czekał na nią John z kolacją. Przebrała małą i odłożyła do nosidełka. Wniosła ją do kuchni i podgrzała mleko dla Niki.
- Co u niej? - John zapytał obojętnie.
- Jak zwykle boi się, że nie damy sobie tutaj rady bez niej. Pytała się o ciebie i tatę.
- Och - odparł - Byłem dziś u niej, ale spała, nie chciałem jej budzić. Była wtedy taka spokojna... - Po jego policzkach spłynęły łzy.
- John... - Podeszła i przytuliła go.
                      Nigdy nie widziała aby John płakał. Wiedziała, że ta cała sytuacja najbardziej go boli z nich wszystkich. Był z nią przez ponad 40 lat, a teraz jedna minuta może to wszystko zmienić. On straci swoją ukochaną żonę, a ona kolejną wartościową osobę z jej życia.
- Ona umrze... - powiedział przez łzy. Dławił się nimi.
- Tato, proszę nie mów tak... Bóg nie pozwoli jej odejść teraz - Próbowała go pocieszyć.
John na słowo "tato" znieruchomiał i spojrzał w jej oczy, a ona poczuła że jej ciało przeszywa dreszcz.
- Tato? - Popatrzył na nią zdziwiony - Chciałbym mieć taką córkę jak ty.
- I masz. - Uśmiechnęła się do niego.
Po chwili musiała od niego odjeść, bo Noemi krzyczała i przebierała nóżkami ze zniecierpliwienia. Chwyciła za butelkę i nakarmiła małą.
- No już, już - powiedziała delikatnym głosem, aby uspokoić Noemi.
- Ale ona szybko rośnie - dodał John.
Gabriella zdążyła jedynie się uśmiechnąć, bo zadzwonił dzwonek do głównych drzwi. Popatrzyli na siebie porozumiewawczo. John poszedł otworzyć drzwi.
- Gabi, masz gościa! - krzyknął wesołym głosem.
Od razu pomyślała o Damonie. Jej serce miało ochotę wyrwać się z jej piersi, a ręce zaczęły drżeć.
Nie była gotowa na spotkanie z nim po tylu miesiącach. Wstała i dzielnie ruszyła na chwiejących się nogach przez salon, a następnie zajrzała niepewnie do holu. To kogo zobaczyła jednocześnie ją ucieszyło, ale też zawiodło.
- Chris! - posłała mu uśmiech.
- Cześć, Gabi. - Przytulił ją - Przyszedłem tylko na minutkę, przynieść ci coś, co pani Cornwall, kazała ci przekazać.
- Co takiego? - zapytała zdziwiona.
Chris podał jej pudełeczko, stare w stylu vintage. Otworzyła je, a jej oczom ukazała się piękna złota bransoletka na nóżkę dziecka.
- Powiedz jej, że nie mogę tego przyjąć! To jest zbyt cenne.
- Tak myślała, że odmówisz i dlatego kazała mi pod żadnym pozorem nie brać tego od ciebie, a rozumiesz chyba, że nie wypada tego robić, prawda? - uśmiechnął się unosząc prawy kącik ust.
- No dobrze, niech jej będzie. Sama jej podziękuję za to.
- A jak miewa się Juli? Od jak dawna jest w szpitalu? - zapytał, stojąc w progu drzwi wyjściowych.
- Od dwóch tygodni. Na początku myśleliśmy, że to grypa, bo ból głowy, zawroty i te sprawy - zrobiła przerwę, bo jej głos powoli załamywał się - Ale byliśmy głupi. Trzeba było od razu z nią pojechać do szpitala. - Otarła łzy.
- Gabi, to nie wasza wina, skąd mieliście wiedzieć, że to coś poważniejszego? No właśnie, nie wiedzieliście. Głowa do góry, przecież musisz być twarda.
- Tak, masz rację. Noemi tak szybko rośnie, i niby nic nie rozumie, ale wszystko chłonie. Każdy smutek, stres, zdenerwowanie. - Zaczęła wyliczać na palcach.
- No to na pewno, a mogę ją zobaczyć? Tak na chwilkę, bo za minutkę spadam do pracy, i tak jestem wystarczająco spóźniony.
                        Gabriella zaprosiła go do kuchni, gdzie w nosidełku leżała Noemi trzymająca gryzaka w buzi. Noemi od razu rozpoznała, że Chris nie jest domownikiem i nerwowo zaczęła kopać nóżkami o koc. Swoimi ogromnymi, brązowymi oczami spojrzała na Gabriellę i głośno zapiszczała, co mogło oznaczać radość.
- Jest bardzo ciekawska - zauważył Chris. Wziął ją na ręce.
- Och tak, ostatnio nie mogę się napatrzeć jak próbuje wszystkiego dotknąć, a zaraz potem włożyć do buźki.
- Pewnie nieźle daje ci w kość - zaśmiał się.
- Wiesz, na razie nie narzekam. Pierwszy miesiąc był okropny.
- Przeprasza, że zapytał, ale gdzie jest ojciec?
To pytanie długo wisiało w powietrzu. Gabriella sama nie wiedziała jak odpowiedzieć.
- Nie wie o niej. Nie wie gdzie jestem. Utrzymujemy kontakt, jeśli o to ci chodzi.
Chris zrobił zdziwioną minę.
- Jak to nie wie? Przecież to...
- Tak wiem - wtrąciła mu się - Myślisz, że teraz mu powiem? Kiedy ona ma już trzy miesiące?
- Zawsze lepiej wcześniej niż później. Żebyś nie żałowała. Moim zdaniem, każdy by chciał się taką piękną dziewczynką zaopiekować.
Gabrielli dało to dużo do myślenia. Widziała w jaki sposób Chris patrzy na małą, i w tej samej chwili pomyślała, że on będzie naprawdę dobrym ojcem.
- Powinnaś mu o niej powiedzieć - rzucił gdy odchodził - Trzymaj się, Gabi. - Pocałował ją i wyszedł, a Gabi musiała biec do małej, która została sama.
                      Zabrała się za przygotowanie kolacji. Pokroiła piersi kurczaka, które oblała miodem i przyprawami. Mała intensywnie wpatrywała się w swoją mamę, która cały czas robiła głupie miny, aby ją rozweselić. Jeszcze nie potrafiła się uśmiechać, a radość oznaczały głośne piski i gaworzenie. Obie bawiły się bardzo dobrze, do czasu gdy do kuchni wszedł John, który wyglądał jak śmierć.
- Coś się stało? - zapytała zatroskana.
Noemi zaczęła płakać i podkulać nóżki.



Hej, hej! ;)
Dziś trochę krócej jest ale mam nadzieję, że spodoba Wam się :)

2 komentarze:

  1. Czy ona umarła? Juli? Bo ten koniec przywiódł mi na myśl, że tak się stało :( Proszę, powiedz że ona nie umarła! To by było bardzo, bardzo złe. Ale nawet jak uśmiercisz tą przemiłą kobietę, nadal będę czytać to opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To została jedynie nadzieja, że będziesz czytać dalej to opowiadanie :D
      Zobaczymy co będzie dalej :)

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz! ;)