niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział IX



" W momentach trudnych, miej zawszę nadzieję dni pogodnych..."



                     Puściła jego plecy i mimowolnie osunęła się na ziemię. Kątem oka widziała uciekającego chłopaka, a krzyk dziewczyny szumiał stłumiony w jej głowie. Jeszcze raz popatrzyła na nóż, był do połowy wbity. Chwyciła za rękojeść i szybkim zamachem wysunęła go. Wyszedł gładko. Ucisnęła mocno ranę, ale siły ją opuściły. Wydawało jej się, że świat wiruje, a ona jak oszalała, razem z nim. Poddała się. Zamknęła oczy i odpłynęła.

~*~

- Damon! Powiedz mi jak to się mogło stać! No, tłumacz się! - zapłakana Juli popatrzyła na Damona, który stał przy łóżku Gabrielli.
Całe lewe przedramię miała zabandażowane, a oczy zapadnięte i opuchnięte.
- Chciała się przewietrzyć - mówił z trudem - Poszła na parking, gdzie podobno skoczył na chłopaka, próbującego skrzywdzić jakąś laskę.
                       Gabriella przysłuchiwała się rozmowie, leżąc na szpitalnym łóżku. Postanowiła nie ogłaszać, że już obudziła się, choć wiedziała, że pewnie no to czekają.
- Ale gdzie ty byłeś wtedy? - krzyknęła cicho.
- Ja... Boże, zostałem w środku z Miriam - zakrył twarz ze wstydu.
- Wolałeś tą sukę, od takiego skarbu, jakim jest ona? - popatrzyła na Gabi.
Damon podszedł do łóżka, chwycił ją za rękę. Była nadzwyczajnie ciepła. Miał ochotę pocałować tą drobną dłoń z otartymi kostkami, ale nie odważył się na to.
- Przepraszam, że naraziłem twoje życie i twojego dziecka - szepnął jej do ucha.
Gabi aż ze zdziwienia uniosła brwi i udawała, że się budzi. Wtedy Damon puścił jej zdrową rękę i delikatnie ułożył na łóżku. Temu wszystkiemu przyglądała się Juli, której łzy ciekły po policzku jedna za drugą.
                      Gdy Gabi już całkowicie otworzyła oczy, światło lamp poraziło ją. Zdołała jedynie zobaczyć plecy chłopaka. Miał potargane włosy i zakrwawioną koszulę.
- Damon?! - powiedziała pytającym tonem.
Znikł za drzwiami, nie wahając się ani przez sekundę. Popatrzyła pytającymi oczami na Juli.
- Słuchaj to jego wina i on o tym wie. Teraz za to bierze konsekwencje.
- Ale to nie przez niego - wydukała zachrypniętym głosem.
Dwie młode kobiety w ciąży, leżące w łóżkach obok niej, patrzyły się ze współczuciem.
- Gabi... musisz odpoczywać - stanowczym tonem powiedziała Juli - Jego już nie ma, nie zobaczysz go więcej razy.
                       Po tych słowach jej serce zabiło z tysiąckrotną szybkością, co było widać na komputerze, do którego była podpięta. Natychmiast przybiegła pielęgniarka, która wstrzyknęła jej jakąś substancję, ale jej serce nie zwalniało. Popatrzyła na swoje rękę, do których były przypięte rurki i jakieś dziwne żyłki. Posiniaczona skóra, wydawała się piec, jakby stado jeży robiło sobie na niej ucztę. Nienawidziła igieł, zastrzyków, a teraz już nawet samej siebie.
- Gabi, uspokój się, proszę! Daj sobie pomóc - krzyknęła Juli.
- Niech pani wyjdzie - powiedziała pielęgniarka, a Juli pokornie wykonała rozkaz.
- Odszedł już na zawsze? - powiedziała załamanym głosem, ale nie dostała odpowiedzi.
Znała odpowiedź na to pytanie, i pocieszała się, że nie usłyszała jej od kogoś innego, bo by się załamała. Do sali weszła Becky razem z Johnem, bardzo przejęci. Gdy zobaczyli zapłakaną Gabi, postanowili nie zadawać głupich pytań typu: "jak się czujesz? Boli cię coś?"
Becky usiadła obok niej na łóżku i przytuliła przyjaciółkę. Jej ramię było zabandażowane, więc starała uważać.
- Kiedy... - zacięła się - Kiedy było dobrze, on odszedł, wini się za to... - wyszeptała jakby sama do siebie - Rozumiesz? - spojrzała w oczy przyjaciółki - Dowiedział się o ciąży i odszedł.
Becky oparła swoją głowę na jej głowie i złapała za rękę.
- Nie powinnam za nim płakać, przecież nie znam go nawet...
- To zrozumiałe Gabi, zobaczysz znajdę go. Obiecuję ci to.
Podszedł do nich John i objął je swoimi ogromnymi ramionami.
- Kiedy wychodzę? - zapytała pielęgniarki po jakimś czasie.
- Wiesz ciężko to stwierdzić. Zostaniesz na tą noc, musimy zobaczyć, czy nie dostałaś zakażenia.
- A dziecko? Czy wszystko z nim w porządku? - zapytała załamanym głosem.
Zobaczyła uśmiech pielęgniarki, który ją uspokoił.
- Dzidziuś rośnie zdrowy. Nic mu się nie stało. To 10 tydzień, prawda?
- T..tak - odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Przedramię zostanie w bandażu jeszcze na długo, choć rana goi się szybko. Straciłaś dużo krwi, co było bardzo niebezpieczne. Jakbyś nie dostała natychmiastowej pomocy od tego chłopaka, to twoje dziecko by nie przeżyło, a o twoim życiu decydowałby Bóg - zrobiła smutną minę - Lepiej wyjdźcie, ona musi odpocząć.

~*~

                         Wszedł do jej pokoju i wziął głęboki oddech. Był bardzo zmęczony, więc usiadł na jej łóżku. Trzymał w rękach pewną kartkę, którą włożył pod kołdrę. Bardzo chciał się z nią pożegnać osobiście, jednak wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu na to. Ostatni raz zaczerpnął powietrza z jej pokoju, wdychając jej perfumy, i wyszedł.


~*~

                       Gdy otworzyła drzwi domu państwa Herondalów, poczuła zapach świeżo upieczonej wołowiny. Pani Juli krzątała się w kuchni, uśmiechając się szeroko, a John właśnie wnosił jej torbę z potrzebnymi rzeczami ze szpitala. Becky powitała ją bardzo czule, chociaż widziały się nie dawno. Wszystko było takie znajome, a zarazem obce, nie swoje. Tabletki przeciwbólowe przestawały działać, o czym świadczyło już bolące ramię. W oddali usłyszała głos Juli wołającej na obiad wszystkich domowników. Udając się do kuchni, oczekiwała, że Damon pojawi się. John, Juli i Becky byli bardzo szczęśliwi, rozmawiali, śmiali się, a John nawet zaczął szczypać jej przyjaciółkę. Damon nie było. To jednak nie był kolejny koszmar, tylko rzeczywistość.
                     Kolejna osoba opuściła ją. Choć to dziwne, czuła się jeszcze bardziej samotnie niż po śmierci mamy. W głębi duszy, szykowała wielkie plany dotyczące Damona. Tamtego wieczoru, kiedy o nią tak dbał, kiedy był taki czarujący, czuła, że wszystkie smutki ją opuściły. Mogła zapomnieć o tym, że nie ma już matki, że wpadła z chłopakiem, który ją zostawił, a na końcu że powoli zostaje sama. Z takimi entuzjastycznymi myślami zjadła przepyszny obiad i oświadczyła, że musi się przejść. Ten pomysł nie podobał się nikomu, zwłaszcza, kiedy dodała, że chce być sama.
Nie słuchając przybranych rodziców i przyjaciółki wyszła na dwór.
I poszła w jej ulubione miejsce w tym miasteczku - nad morze.
Pogoda dopisywała, letnie słońce ogrzewało ją przyjemnie, a gorący piasek parzył w łydki. Siedziała na plaży, z wyciągniętymi wzdłuż nogami, podpierając się rękami z tyłu. Rozpuściła związane w kucyk włosy, które wyskoczyły z frotki jak oszalałe. Brązowe włosy błyszczały się odbijając promienie słońca. Podciągnęła koszulkę do góry i popatrzyła na swój, już leciutko zaokrąglony brzuszek.
- Zawsze poznam te włosy - usłyszała milutki głos.
Wydawało jej się, że ten głos już kiedyś słyszała.
Odwróciła się i zobaczyła starszą panią, tym razem samą, bez męża.
- Dzień dobry - powiedziała i uśmiechnęła się na jej widok.
- Witaj mój skarbie. Co ci się stało? - popatrzyła pełnym współczucia wzrokiem na jej ramię.
- Długa historia...
- Mamy czas, prawda? - starsza pani, pomimo swojego luksusowego stroju usiadła z nią na piasku.
                          Gabriella opowiedziała całą historię, zaczynając od tego jak poznała Damona. Czuła, że ta kobieta będzie potrafiła ją pocieszyć i powiedzieć co ma zrobić. Jednak ona po usłyszeniu historii uśmiechnęła się do niej i z tym uśmiechem siedziała całe pięć minut, wpatrując się w spokojne morze.
- Ach ten Damon. Podbija kobiece serca. Zupełnie jak jego ojciec za młodu - powiedziała rozmarzonym głosem.
- Ale Damon był sierotą. Nie miał rodziców...
- Teraz jest sierotą. Jego ojciec umarł, gdy miał 4 lata. Mieszkał u mnie w domu przez chwilę, później musiałam oddać go do sierocińca, nie miałam prawa go trzymać u siebie, choćbym nie wiem ile miała majątku.
- Była pani zakochana w jego ojcu? - zapytała z uśmiechem Gabi.
- Och, on był najprzystojniejszy w całym miasteczku. Każda młoda panna kleiła się do jego ramion... Ale jego nie ruszały inne kobiety, tylko ja - ciągnęła marzycielskim i dumnym głosem - Był wspaniały! Taki czarujący... niestety moja matka nigdy w życiu nie zgodziłaby się na ten związek.
- Dlaczego nie? - zapytała zaciekawiona.
- Chodzi o status. Ja byłam młodą hrabianką z dobrego, bogatego domu, on syn kowala.
- I co później się stało?
- Kazałam mu się ożenić z moją służącą, i zrobił to. Był z nią szczęśliwy. Ja natomiast od nowa zakochałam się. I znowu w chłopaku z niższej sfery...
- Ooo i coś z tego wyszło? - zapytała pełna nadziei.
- Jestem do dzisiejszego dnia z nim, słońce. Nie trać nadziei, kochaniutka. On czuje się winny, i musi odreagować. Czy ty tego właśnie nie robisz?
To pytanie oświeciło ją, rzeczywiście robi dokładnie to samo co on.
Jej dusza ucieka.


Cześć kochani <3 
Mam nadzieję, że się podobał dzisiejszy rozdział, bo jego napisanie odkładałam i odkładałam, i jakoś dokończyć nie mogłam :D
Straciłam sens życia chwilowo, ale może znowu go odnajdę i zacznę pisać na tyle aby mi się podobało? Zobaczymy :D
A jak na razie to koniec na dziś, zapraszam za trzy dni na kolejny :)

5 komentarzy:

  1. Ojej :P Facet jak to facet. Jest problem czy coś i on od razu ucieka :D Przez pewien czas myślałam, że uśmiercisz dziecko... Tak wiem, głupi pomysł, ale jakoś ta akcja z nożem strasznie pasowała mi do śmierci maluszka. Nie martw się, jestem trochę sadystką :P Rozdział jest świetny, ale zauważyłam drobne błędy.
    W tym fragmencie na przykład pomieszałaś trochę czasy, ale wydaje mi się, że to przez przypadek zrobiłaś ;)
    "Wszystko było takie znajome, a zarazem obce, nie swoje. Tabletki przeciwbólowe przestawały działać, o czym świadczyło już bolące ramię. W oddali (usłyszała) słyszy głos Juli wołającej na obiad wszystkich domowników. (Poszła, udała się, itp.) Idzie do kuchni, czekając na pojawienie się Damona." To takie moje spostrzeżenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz tutaj rację, pomyliłam całkowicie ;) Dzięki! ;*

      Usuń
  2. Rozdział, na który czekałam :) Jak zawsze - przecudny <3! Było parę błędów (ale któż ich nie robi?). Nie chcę Ci wjeżdżać na ambicje, broń Boże. Tylko, jak już wcześniej mówiłam, czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał!

    Poszła na parking, gdzie podobno skoczył na chłopaka, próbującego skrzywdzić jakąś laskę. - gdzie podobno skoczyła :) Wiem, że pośpiech. Też tak czasem robię.

    Ja... Boże, zostałem w środku z Miriam - zakrył twarz ze wstydu. - zapis dialogów. Ja to w sumie odkryłam przez moją nemezis, Lagusiak. Po 'Miriam' powinna być kropka i uzupełnienie dialogowe (?) z dużej litery. Kropki nie ma, gdy piszemy o sposobie mówienia (czyli prychną, odparł, rzucił, zaśmiała się itd.)

    Damon nie było. - Damona :) Albo Damon'a. Nie znam się zbyt na tym. Ja zawsze piszę z tym angielskim cudzysłowem, czy jak to tam się zwie.

    No, więc jak już mówiłam w (chyba) poprzednim poście (a nawet w tym tak btw.) Nie chcę wjeżdżać ci na ambicję. Jesteś starsza i bardziej doświadczona.
    Powodzenia w dalszym pisaniu :) Życzę ci weny i znalezienia sensu życia (bo pisałaś, że szukasz :) )
    Pozdrawiam cieplutko <3 (na tą pogodę to chyba bardziej chłodniutko by pasowało. Nieważne)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. zapraszam na nowy rozdział ;)

      http://i-am-not-your.blogspot.com/

      Usuń
    2. Poprawiaj mnie ile chcesz, to jest przydatne :) Dziękuje ;*

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz! ;)