poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział VII

"Nigdy nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo kogoś lubisz, dopóki nie widzisz go, lubiącego kogoś innego."

~ Sierpień ~

                         Cały lipiec zleciał bardzo szybko. Pogoda była wyśmienita na zabawę na plaży oraz na późne spacery. Słońce było przyjemne, a dotyk zimnej trawy bardzo orzeźwiający. Przez cały ten czas, Gabriella uważnie stosowała się do zaleceń doktora, którego odwiedzała dwa razy na miesiąc. Lekarz okazał się być bardzo miły i pomocny. Dawał jej wskazówki czym powinna się odżywiać, a czego unikać. Teraz, gdy jest już w 9 tygodniu ciąży, postanowiła całkowicie się nie stresować, by nie zaszkodzić jej maluszkowi.
                        Przez ten cały czas, Damon dawał jej popalić, ciągle wymyślając głupie rzeczy, aby jak najszybciej opuściła to miejsce. Jeszcze nie wiedział o tym, że ona zostanie tu na dłużej ani o tym, że jest w ciąży. Brzuszka jeszcze nie było widać, także ona sama będzie musiała mu to powiedzieć. Jeszcze nigdy nie rozmawiali ze sobą w normalny sposób. Zawsze ich teksty były skąpane w morzu nienawiści. Gabriella, osobiście nie chciała się z nim kłócić, a nawet sama Juli mówiła jej, że Damon wziął sobie ją za cel i nie odpuści. Ale jednocześnie przyrzekła, że zrobi wszystko co w jej mocy, aby przekonać go, że nie jest żadnym zagrożeniem. Gabi nie wiedziała o co tak naprawdę chodzi Damonowi, domyślała się że to chodzi o zazdrość, bo przecież zabrała jego miejsce w domu. To on był jedynym ich podopiecznym, a teraz musi dzielić się tą przestrzenią razem z nią, całkowicie obcą osobą. To nawet całkiem zrozumiałe, pomyślała.
                        W jej życiu dużo się zmieniło. Cele które sobie obrała, powoli wtapiała w życie i żyła według swoich nowych zasad, a pierwszą z ich była przebaczyć tym co zrobili jej krzywdę. Alex nie dawał jej spokoju, więc powiedziała mu, że już dawno o tym zapomniała. Jak się okazało, Alex nie chodzi z Eleną, ona była jedynie chwilową rozrywką, jak ją określił. Gabriella nie wiedziała na ile może mu ufać i dlatego postanowiła mieć do niego dystans. Co prawda jej uczucia do Alexa nie wygasły całkowicie, trudno zapomnieć o kimś kogo się kochało przez ponad rok.
- O czym tak rozmyślasz, kochaniutka? - zapytała się pani Herondale.
- O wszystkim.. a raczej o jednym. - powiedziała, opierając się o framugę drzwi do kuchni.
- Przecież wiesz, że mi o wszystkim możesz mówić... - zaprosiła ją gestem do stołu.
- Chodzi o Damona. Jak on się tu zjawił?
Pani Herondale zauważyła, że Gabriella ostatnio bardzo interesuje się Damonem, ale postanowiła nic nie mówić na temat jej dostrzeżeń i rozmawiać z nią tak, jak robiła to wcześniej.
- Pewnego dnia, do zakładu poprawczego trafił chłopak, który był w żaden sposób niereformowalny. John, który wcześniej tam pracował bardzo się z nim polubił i nie mógł uwierzyć w to co mówili inni o nim. Gdy John przychodził z pracy, ciągle o nim opowiadał. Przejmowałam się tym, bo widać było, że zaczęło mu zależeć na chłopaku. Aż w końcu, mój ukochany małżonek, złożył im propozycję, że zaadoptuje chłopaka gdy tylko wyjdzie z poprawczaka.
- Nie miał rodziców? - zrobiła duże oczy.
- Był z sierocińca, a tam każdy musi walczyć. Dlatego ma taki bojowy charakter. Już rozumiesz... - po jej policzku spłynęła łza.
- Długo już tutaj jest? - zapytała ściszonym głosem.
Nagle Gabriella zobaczyła, że wzrok Juli podążył za jej głowę. Odwróciła się.
- Jeśli chcesz wiedzieć o mnie więcej rzeczy, zapraszam do mojego gabinetu - Damon parsknął śmiechem, widząc zdenerwowany i przestraszony wzrok Gabi. Za Damonem stał Chris, który lekko uśmiechał się do Gabi, która to zauważyła.
- Nie dzięki - odparła z uniesioną głową.
- Ładnie to tak mnie obgadywać? - zapytał, ale raczej nie oczekiwał odpowiedzi, bo odwrócił się i znikł na schodach.

~*~


- Ej, no gościu wyluzuj. Laska fajna jest. - powiedział Chris całkiem poważnie.
Damon nalał koniaku do szklanek i podał jedną przyjacielowi.
- Ona to zło - uśmiechnął się zawadiacko - Chciała mnie zabić.
- Nie zabić, ale walnąć. Nic by ci nie było. Zresztą należało ci się - uniósł w górę ramiona.
- Nie zauważyłeś czegoś? Ona jest taka sama jak Miriam. Milutka, przyjazna - mówił aroganckim głosem - Taka księżniczka. Kocha cały świat, szczęśliwa... kto normalny taki jest?
- Damon, to z tobą chyba coś nie tak. Może i pod tym względem jest dziwna, ale człowieku? Może nie ma powodów do płakania? Nie każdy musi być taki posępny jak ty.
Damon popatrzył na niego ze złością w oczach. Doskonale sobie zdawał z tego sprawę, że Chris ma rację.
- Taki już jestem.
- Kiedyś taki nie byłeś. Masz dwadzieścia jeden lat, a zachowujesz się jak trzynastolatek. Znam cię od dzieciństwa, i wiem jaki byłeś, a że ta pieprzona Miriam zmieszała ci życie z błotem to powinieneś sobie z tym jakoś poradzić. To tylko dziewczyna...
- Kochałem ją, a ona mnie zostawiła, dobrze o tym wiesz.
- I twoja zraniona duma będzie się mścić na Gabrielli? - zapytał zasadniczo.
Damon nie odpowiedział. 2:0 dla Chrisa.
- Słyszałeś o tej potańcówce? Idziemy, no nie? To tradycja - przerwał ciszę Chris.
- Nie idę.
- Zaproś kogoś i już. Ja też kogoś znajdę.
- Kogo chcesz zaprosić? - zapytał z zaciekawieniem Damon.
- Myślałem nad Gabi - znowu Damon popatrzył na niego oschłym wzrokiem - No co? Skoro ty nie chcesz z nią iść, to ja chyba mogę? - wytłumaczył.
- Nie powiedziałem, że jej nie zaproszę - głęboko w sercu poczuł lekką zazdrość.
- A zaprosisz? - podpuszczał go Chris.
- Nie wiem - nie chciał się złamać - Zobaczę, ale wątpię - z duma podniósł głowę.
- Jeśli wątpisz, to ja idę ją zaprosić. - powiedział i wstał z kanapy.
- Słuchaj, to ja za nią odpowiadam. Juli kazała mi się nią opiekować, i wiesz nie chciałbym cię odklejać od niej. Może to zabrzmi, jakbym był twoim ojcem, ale co jak co, Juli nie chcę zawieść.
- Ooo, od jak dawna się nią opiekujesz? - wybuchł śmiechem.
- Wczoraj rozmawiałem z Juli, nie chciałem się zgodzić, ale też za dużo jej zawdzięczam, żeby tak zostawić to.
                 Chris przejrzał Damona. Na początku myślał, że on jej naprawdę nienawidzi, ale szybko stwierdził, że to była wielka pomyłka. Teraz wyprostował się, przeczesał palcami swoje krótkie, blond włosy i ruszył do drzwi. Miał nadzieję, że Damon pobiegnie za nim, ale tak się nie stało. Zapukał do drzwi Gabrielli i zapytał czy może wejść.
- Cześć - uśmiechnął się do niej.
- Hej.. - przeciągnęła się - Pomyliłeś chyba pokoje - stwierdziła.
- Nie, nie. Wiesz, nie jestem dobry w przemówieniach i tym podobnych ale wiem, że jak mi odmówisz będę smutny - powiedział udawanym, smutnym głosem.
- Ooo - zrobiła smutną minkę, wykrzywiając usta w dół - Więc mów co mam zrobić, abyś nie był smutny? - powiedziała teatralnym głosem.
- Pójdź ze mną na piątkową zabawę - wyciągnął do niej rękę - Która odbędzie się o 19. Bądź moją towarzyszką...
- Chyba się zgodzę - podała mu rękę.
Chris złapał ją w talii i zaczęli tańczyć. Co prawda muzyki nie było, ale i bez tego dobrze im szło. Gdy skończyli, uśmiechnęli się do siebie. Nagle do pokoju wszedł Damon.
- No, gołąbku - zwrócił się do przyjaciela - Mamy robotę.
- A, no tak. - popatrzył na Gabriellę - Trzymaj się, cześć. Przyjadę po ciebie.
                   Wyszli zostawiając ją samą w pokoju. Cała ta sytuacja wydawała się być jej śmieszna, ale gdy dłużej się nad tym zastanowiła, coś zaczęło jej nie pasować. Damon musiał znać zamiary Chrisa i może to kolejna zasadzka, w którą ma wpaść? - zadawała sobie miliony takich pytań. Miała ochotę pójść na imprezę, w końcu w trzecim miesiącu ciąży nie widać brzucha, a ona tak bardzo tęskniła za tańcem. Kiedyś to było jej marzeniem i miłością, ale po śmierci mamy przestała i od tamtego czasu nie tańczyła ani razu. Lekarz mówił, że taniec jest nawet wskazany, ponieważ pobudza krążenie a poród może być znacznie łatwiejszy. Tylko problemem jak zwykle był Damon.
                     Dzwoniła do Becky dziś już trzy razy i ani razu nie odebrała i nie oddzwoniła. Zaczęła się bać, czy po prostu nie miała czasu, czy coś się złego stało. Wyszukała jej numer w telefonie i jeszcze raz zaryzykowała odrzuceniem.
- Halo? - usłyszała w słuchawce.
- Becky? Hej! Jeju ale się martwiłam, czemu nie odbierałaś?
- Przepraszam, ale nie mogłam. Co powiesz na spacer? - zapytała.
- Co ty gadasz, Becky?
 Nagle usłyszała dzwonek do głównych drzwi i aż podskoczyła na łóżku. Wyleciała z pokoju jak armata. Nie patrząc pod nogi, biegła po schodach, aż zatrzymał ją Damon, w którego wpadła i odruchowo zatrzymała ręce na jego barkach. Była zszokowana, od razu pomyślała o tym co by było gdyby Damon nie szedł i jej nie złapał. Chłopak zrobił ucieszoną minę.
- Księżniczko, nie mam dziś ochoty na przytulanki. Spróbuj jutro - wziął jej ręce z jego ramion.
- Szczęściarz z ciebie! Powinieneś się tym cieszyć, bo już nigdy się to nie powtórzy - ucięła szybko.
- Zobaczymy - powiedział wymijając ją.
Juli właśnie otworzyła drzwi, a jej oczom pokazała się rozpromieniona Becky.



Hej! ;)
Jak zwykle, gdy piszę opowiadanie nastaje okres w którym brak mi weny do dalszego pisania. I teraz mam właśnie takie "bezwenowe" dni ;/ Także przepraszam z góry za słaby rozdział.
Trzymajcie się! ;)

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział VI


"Problemy są nieuniknioną częścią naszego życia, więc gdy nadejdą, trzymaj podniesioną głowę i nie daj się pokonać."


                       Gdy szła w stronę domu państwa Herondale, miała czas na to aby przemyśleć pewne aspekty swojego życia. Teraz, gdy można powiedzieć, że jest matką, powinna zacząć zachowywać się jak osoba w pełni dorosła. Koniec z kapryszeniem, humorkami nastolatek i głupimi zabawami. Musi być odpowiedzialna, aby pokazać, że da radę tak wspaniale wychować swoje dziecko, jak ją jej rodzice. To ona zawaliła ich lekcje zachodząc w ciążę z Alexem, ale teraz już tego nie zmieni. 
Weszła do domu, cichutko zamykając drzwi. 
- Gdy byłaś tyle czasu? - bez żadnych wstępów zapytała Juli - Ja i John martwiliśmy się! 
- Przepraszam, ale to miasto dosłownie mnie pochłonęło... - powiedziała spuszczając wzrok. Było jej wstyd.
- Tak, wiem że jesteś tu pierwszy dzień, chcesz wszystko zobaczyć ale powinnaś na siebie uważać ze zdwojoną siłą! - podniosła na nią głos pierwszy raz.
- Przepraszam, następnym razem będę wracać wcześniej.
- Musiałam się twojemu tacie tłumaczyć, dlaczego nie zadzwoniłaś kiedy przyjechałaś do nas. Był zły, ale uspokoiłam go. Teraz lepiej idź do pokoju i pogadaj z nim... - powiedziała już miarowo opanowanym głosem.
- Dziękuję i jeszcze raz bardzo przepraszam. - podeszła do Juli i przytuliła ją. 
- Widzę, że przeszły ci smutki. - uśmiechnęła się do niej. 
- Tak, ta przechadzka dużo zmieniła. 

~*~


- Siema brachu! - Damon przywitał się ze swoim kumplem, klepiąc go w ramię. 
- Dzięki, że przyszedłeś. - wpuścił Chrisa i skierował go do swojej sypialni. 
                  Damon miał ogromny pokój. Jedna ze ścian była cała ze szkła, a pomimo tego, w pokoju było nadal ciemno. Na środku stało ogromne drewniane łóżko dwuosobowe, nieopodal niego stała meblościanka z ciemnego drewna z dużym stołem i krzesłami. To był prawdziwy męski pokój, urządzony na staroświecki sposób. 
- Masz to, o co cię prosiłem? 
- Noo tak, tylko nie wiem po co ci myszy, i to jeszcze takie ohydne. 
- Napijesz się? - Damon zaproponował Chrisowi szklaneczkę dobrego whisky. 
- A co tam masz? - zapytał podśmiewając się z kolegi - Co się stało, że znowu pijesz?
- Szkockiego Grants'a. Lepiej nie pytaj. Samo pewnie zobaczysz. - zakręcił oczami.
- Co Miriam znów wróciła? - zaśmiał się na wspomnienie o ostatnim pobycie byłej dziewczyny Damona - Jeśli tak, to znowu wymyślimy coś żeby pojechała. 
- Teraz sprawa jest gorsza. Chodzi o miastową. 
- Nowa podopieczna i to jeszcze miastowa? No to chłopie, masz pecha. - Chris aż ze zdziwienia wypił łyka szkockiej whisky.
- Podobno to są tylko wakacje, ale oni coś knują. Na pewno. Nie jestem głupi. 
- No... to dowiemy się. - roześmiali się oboje i wypili do dna.
Po długich obradach, jak wykurzyć Gabriellę z domu Herondal'ów, Chris stwierdził, że musi wracać do domu. Stali przy drzwiach jego pokoju, kiedy Gabriella właśnie szła po schodach na piętro. Damon uśmiechnął się złośliwie, a Chris patrzył na nią jak na księżniczkę. 
- Witamy naszą zagubioną panią. - powiedział sarkastycznie Damon.
- Daj mi spokój, okej? Ciągle się czepiasz mnie... - odpowiedziała.
- Ja? Nie no coś ty, tylko się z tobą droczę. - zaśmiał się do Chrisa - Dobranoc księżniczko! - kiedy weszła do pokoju posłał jej oczko. 
Ze schodów schodzili bardzo powoli, gdyż wysokoprocentowa whisky o dziwo weszła im do głowy. Usiedli na chwilę na ławce obok altanki. 
- E ty, ale ona nie wydaje się być taka zła... - zaczął Chris 
- Tak jak myślałem, pijany jesteś i nie myślisz trzeźwo. Co z tego, że może jest ładna, jak jej zachowanie mnie mega wkurza? Już pierwszego dnia wyszła na pół dnia, a Juli i John zamartwiali się gdzie jest ta głupia księżniczka, której można wszystko. Przeszedłem całe miasto, żeby ją odnaleźć a jej nigdzie nie było. 
- Może trochę nie odpowiedzialna jest... ale - urwał widząc zły wzrok Damona.
- Dobra, idź już do domu. Jutro ci opowiem coś. 
Patrzył przez chwilę jak Chris odchodzi chwiejnym krokiem i wszedł do domu, gdzie pomimo późnej godziny, czekała na niego Juli.
- Masz się pogodzić z Gabriellą! I mnie to nie obchodzi jak ani twoja ogromna męska duma. 
- A co ja jej takiego zrobiłem? - zapytał, broniąc się.
- Jeszcze się pytasz? Słyszałam jak się śmiałeś z niej. Masz i zanieś jej to - dała mu tacę z pomidorami, malinami, bananami, ciemnym chlebem i szklanką soku pomidorowego. 
- Ok. - uśmiechnął się do przybranej matki. W jego głowie już narodził się pewien pomysł. 
                  Wszedł na piętro, gdzie on i Gabriella mieli pokoje. Skierował się do swojego pokoju, zamiast do dziewczyny. Upił trochę jej soku, a następnie dolał szkockiej. Ruszył do jej pokoju. 
Przed jej drzwiami zatrzymał się słysząc kawałki jej rozmowy. 
"Wszytko jest dobrze, naprawdę" - ciągle zapewniała kogoś. 
- Cześć - wszedł do jej pokoju, wyczuwając słodkie, kobiece perfumy. 
Miała rozpuszczone włosy, jeszcze mokre po prysznicu. Ubrana była w cienki szlafrok, który dostawał jej po połowy ud, i grube, długie skarpety. Widok młodej, ładnej dziewczyny siedzącej na łóżku, ubranej do połowy, przykuł jego wzrok. Jednak szybko ogarnął się.
- Muszę kończyć Becky. Trzymaj się. - rozłączyła się i odłożyła telefon na bok.
- Sory za tamto. - powiedział szybko - Smacznego - podał jej tacę, a ona po chwili, bez słowa odebrała ją.
Damon widział mieszane uczucia w jej oczach. Miał przeczucie, że nawet wahała się czy przyjąć od niego tacę. Zresztą to go wcale nie dziwiło...
- Nic się nie stało - popatrzyła na niego jej brązowymi, dużymi oczami i spuściła wzrok - Dziękuję. 
Mimowolnie uśmiechnęła się. Miała bardzo dobry humor i nie chciała sobie zepsuć go, jego wizytą. 
- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, mów. Mam pokój obok, jak już wiesz - Damon również się uśmiechnął ale w swój nonszalancki sposób i wyszedł z jej pokoju. 

~*~

                     Gabriella nie mogła się nadziwić własnym oczom patrząc na tacę, którą przyniósł Damon. Od razu się domyśliła, że to nie było z jego inicjatywy lecz prawdopodobnie Juli. Ale nie myślała o tym, ważne, że przyszedł i przeprosił. Miała tylko nadzieję, że to było szczere. Zaświeciła dwie lampki nocne, a zgasiła ogromny żyrandol, który wisiał nad jej łóżkiem. Wzięła w ręce książkę, którą spakowała jej Becky i zaczęła czytać, jedząc banany pokrojone w plasterki. Po pół godzinie intensywnego czytania, postanowiła położyć się spać. Zjadła wszystko co dostała, a teraz sięgnęła po kubek z sokiem. Nie czując alkoholu, przełknęła kilka łyków. Dopiero po około czwartym łyku, poczuła że jej krtań rozpala się, jakby połykała ogień. Od razu domyśliła się czyja to sprawka. 
Nie zastanawiając się dłużej pomknęła do pokoju Damona otwierając drzwi na oścież. W rękach trzymała kubek z wybuchową mieszanką. Zaskoczony, a zarazem rozbawiony wzrok Damona rozzłościł ją na dobre. Stał ubrany jedynie w jeansy, które trzymały się dzięki firmowemu, skórzanemu paskowi. Napiął mięśnie brzucha a placów na jej widok.
- Dobrze się bawisz? - powiedziała cichym ale złym tonem.
- Znakomicie... przyszłaś po więcej? - zaśmiał się i podszedł bliżej. 
Gabriella zamachnęła się, a cała zawartość kubka znalazła się na klatce piersiowej Damona. Chłopak stał z zaskoczoną miną i spojrzał na dół. 
- Chciałaś mnie poczęstować? To nie trafiłaś do buzi. - powiedział i nagle musiał się schylić, bo inaczej dostałby porcelanowym kubkiem w głowę.
- A proszę bardzo. Częstuj się - popatrzyła z satysfakcją.
- Mądra jesteś? - spojrzał zszokowany na nią, a następnie na dziurę w ścianie i roztrzaskaną białą porcelanę - To był ulubiony kubek Juli - zaśmiał się. 
Nagle obydwoje usłyszeli, że ktoś idzie po schodach. Oczy Damona były wyraźnie przestraszone.
- Uciekaj do pokoju! - wypchał ją za drzwi, a ona bez chwili chwili do zastanowienia się co robi, wykonała jego rozkaz. 
Cichutko przymknęła drzwi, ale ich nie zamknęła. Widziała jak Juli właśnie weszła na piętro i kieruje się do pokoju Damona. 
- Co tu się dzieje? - zapytała półgłosem. - Słyszałam hałasy...
- Przepraszam, znowu się zdenerwowałem. Nie chciałem cię budzić. 
- Będziesz to naprawiał. - Juli jednak zauważyła dziurę. 
- Pojutrze już tego nie będzie. Zobaczysz. 
- No, mam nadzieję. 
                          Gabriella zaczęła zastanawiać się dlaczego Damon ją krył. Może nie chciał aby opowiedziała Juli o tym co zrobił. O tak, to na pewno to, pomyślała. Położyła się na łóżku i tak bardzo chciała zasnąć, ale nie mogła. Rozmyślała o tym, czy kilka tych łyków nie zaszkodziło jej małemu dzidziusiowi. On nie wie o tym, że jest w ciąży, i dlatego robi jej głupie żarty. A co gdyby mu powiedzieć? pytała się w duchu. Od razu odepchnęła od siebie tę myśl tłumacząc sobie, że wtedy na pewno jeszcze bardziej by jej dowalał. 



środa, 24 czerwca 2015

Rozdział V


"Więc w mroku jest tyle światła,
ile życia w otwartej róży,
ile Boga zstępującego na brzegi duszy"


- Nie matko, tylko Damon. - rzucił beznamiętnym głosem.
- Damon, zachowuj się! - ostro powiedziała July - Gabriella jest naszym gościem. 
Gabi siedziała, trzymając białą puchatą kulkę ze złotymi oczami, i myślała co by mu odpowiedzieć. Nie wymyśliła żadnej sarkastycznej odpowiedzi, a często udawało jej się to bez zarzutów. Tym razem jej cięty język zawiódł. 
- Bo znowu czymś we mnie rzucisz? - roześmiał się i wyszedł z kuchni brudząc podłogę błotem, które miał na butach.
- Czy on tak zawsze? - zapytała odprowadzając go wzrokiem i patrząc na jego ślady odciśnięte na jasnych płytkach - No wie pani, taki arogancki?
- Kochanie, przyzwyczaisz się, obiecuję ci to. To dobry chłopak, co prawda nerwowy, ale wspaniały.
Leo zeskoczył z jej kolan i szybko pobiegł za Damonem. Gabriella nie wiedziała jakiej jest rasy, ale był naprawdę ogromnym kotem z dużymi oczami, przypominające dwa guziki od szykownego płaszcza. Przeniosła wzrok na starszą panią.
- O co chodziło z tym rzucaniem? - zaśmiała się.
Kobieta roześmiała się na cały głos.
- Czasem miewam różne chęci - odpowiedziała bez namysłu.
                           Po godzinie rozmowy z Juli, Gabriella nabrała chęci na spacer po mieście. Starsza kobieta chciała jej towarzyszyć, ale dziewczyna miłym tonem odmówiła, mówiąc że chce pobyć sama. Teraz szła wzdłuż brukowanej uliczki, kompletnie nie znając miasta. Słysząc szum morza chciała się do niego jak najszybciej dostać, więc postanowiła zapytać pewnego mężczyzny, który wydawał się być miły. I rzeczywiście taki był. Wskazał jej drogę, a ona pomknęła za jego wskazówkami.
                           Stała i patrzyła. Nic więcej tylko patrzyła na ten onieśmielający ją obraz. Białe domy, czyste, błękitne morze, łódki, rybacy, zamek... to była namiastka tego co ją tak zachwyciło. Cały krajobraz tak pasował do siebie, że w jej oczach pojawiły się łzy. W tle słyszała bawiące się dzieci i krzyczących przyjaźnie do siebie rybaków. Wytarła łzy w swój sweterek i podeszła bliżej morza. Okazało się być ciepłe. Zdjęła buty i bosymi stopami, delikatnie unosząc stopy, stąpała po brzegu. Nie mogła się nacieszyć tą chwilą. Cichy głosik w jej głowie ciągle mówił, że nie może się cieszyć, że powinna mieć żałobę po matce. I wtedy poddała się mu. Spojrzała jeszcze raz w dal i już nie patrzyła na morze tak jak wcześniej. Stwierdziła, że jeszcze za wcześnie aby żyć szczęśliwie, że jest złą córką. Odwróciła się i popatrzyła na dzieci, które biegały po plaży z piłkami i budowały zamki. Jakaś starsza para radośnie uśmiechała się do niej, a ona mimowolnie odwzajemniła uśmiech. Smutny uśmiech.
- Dzień dobry kochaniutka! - odezwała się starsza kobieta.
Gabriellę zadziwiła bezpośredniość tutejszych ludzi.
- Dzień dobry - odpowiedziała grzecznie.
- Coś cię trapi? Tylko się nie wykręcaj - zagroziła unosząc palec do góry i uśmiechając się do niej.
- Wszystko w porządku - posłała jej na tyle szczery uśmiech, że chyba kobieta uwierzyła.
- Jesteś tu nowa? Znaczy przepraszam, mieszkasz tu od niedawna? Bo chyba nie jesteś stąd, prawda? - zapytał ochrypłym głosem towarzysz kobiety.
- Przyjechałam z Londynu. - powiedziała nieśmiało.
- Tak myślałam! Jeszcze nie widziałam tutaj tak pięknych włosów i twarzyczki! - zachwyciła się staruszka.
- Tak myślałem, miastowa jesteś panienka. Tutaj inny świat jest, zapewniam ci - odezwał się przytulając małżonkę.
- Tu jest wspaniale - powiedziała bez żadnych emocji - Pięknie.
- Widzę, że nie znasz miasta w ogóle. Gdy odkryjesz jego środek, nie będziesz chciała wyjeżdżać. Zapewne też nie znasz żadnych legend, a to wielka szkoda... - ciągnęła ciekawie kobieta.
Starsza para zaproponowała Gabrielli przechadzkę po mieście, a ona się zgodziła. Spacerowała po brukowanych uliczkach, oglądając piękne domy z dużymi ogrodami. Gdy wyszli na obrzeża miasta, Gabriella zauważyła zamek, który ciekawił ją od samego początku jej pobytu nad morzem. Starsza pani zauważyła, w którą stronę był skierowany wzrok i uśmiechnęła się łagodnie.
- To był zamek księżniczki Elizabeth Cornwall, która mieszkała wraz z matką, Margaret. Jej ojciec zmarł kiedy miała osiemnaście lat, na chwilę przed śmiercią, podarował właśnie jej całą tą posiadłość. Podobno był wspaniałą osobą, tak samo jak jego córka. To ona wydała rozkaz aby miasto przyozdobić kwiatami, co do dziś są tego skutki.
- To był bardzo dobry pomysł - spojrzała na panią, ubraną w delikatny satynowy kombinezon. - Pewnie ród nie przetrwał? Zważywszy na wygląd zamku...
- On jest zadbany - obruszył się starszy pan - Tylko lata bez remontów dały się mu we znaki.
Gabriella popatrzyła na niego z ukosa.
- Rodzina przetrwała, ale chciała pozostać w ukryciu. Wybrała zwyczajne życie - staruszka odpowiedziała na jej pytanie, delikatnie szturchając męża.
Ta sytuacja wydała się być Gabrielli bardzo śmieszna. Starsza, bardzo elegancka kobieta, zmagająca się prawdopodobnie z problemami kręgosłupa, bije mężczyznę równie szykownego, który udaje jak bardzo mocno go uderzyła.
- Legenda głosi, że gdy księżniczka pierwszy raz zanurzyła w tym morzu, zakochała się w młodym, silnym mężczyźnie z niższej sfery. Mezalians wówczas był karany śmiercią, więc zakochana para uciekła przed odpowiedzialnością. Władzę przejęła Margaret, dzięki której rozwinął się handel rybami. Królowa zbierała pochwały, ze względu swojego młodego wieku, miała wielu amantów, głównie królów pobliskich krain. Wybrała życie samotne, czekając na powrót Elizabeth.
- I wróciła? - zapytała wyraźnie wciągnięta w rozmowę.
- Tak, wróciła. Gdy tylko dowiedziała się o strasznym stanie matki, wróciła nie patrząc na to czy zostanie zabita, czy nie. Pogodziły się pod jednym warunkiem, a chwilę później Margaret odeszła z tego świata.
- To musiał być dla niej szok! To bardzo nie sprawiedliwe...
- Tak, kochaniutka... ale wiesz... matka dała jej jeden, jedyny prezent w całym jej życiu.
- Przecież była księżniczką... pewnie miała wszystko co chciała. - skwitowała szybko.
- Nie było tak jak myślisz. Ten prezent to drobna, srebrna bransoletka.
- Tylko bransoletka? Nic więcej? - dopytywała, bardzo zdziwiona.
- To bransoletka na nóżkę niemowlęcia. Margaret wyczuła to, że jej córka jest w ciąży - powiedziała to z uśmieszkiem., a Gabriella zaczęła się domyślać, czy czasami nie widać, że jest w ciąży.
- Ooo, bardzo dobry dar. A wie pani jaki był ten warunek ich zgody?
- Panienko, powinnaś ładniej mówić... - wtrącił się zaspany mąż kobiety.
- Daj jej spokój Henry - i znowu go szturchnęła - Warunkiem był ślub księżniczki z jej wybrankiem. Musieli się obydwoje zanurzyć w tym oto morzu - wyciągnęła rękę przed siebie, jakby chciała objąć w ramiona cały krajobraz. W oczach miała dużo miłości.
- Więc ich historia dobrze się skończyła? - o dziwo ta rozmowa rozweseliła ją.
- Wzięli ślub i tylko tyle miasteczko słyszało o nich. - popatrzyła na męża, który pokiwał głową.
- Teraz już znasz to miasto, nadal wydaje ci się być wspaniałe? - ostatnie słowo wymówiła smutnym głosem - Czy wspaniałe?! - a teraz wesołym.
- Jest piękne - powiedziała entuzjastycznie.
- Cieszymy się, że tak myślisz. Swoją powinność już skończyliśmy, pokazałam ci co chciałam, ale na nas już czas. - powiedziała smutnym głosem - Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało, panienko. Jestem ci wdzięczna za poświęcony nam czas.
- To ja jestem wdzięczna, za te wszystkie historie. - podeszła do staruszki i objęła ją a następnie do mężczyzny.
- Do widzenia! Panienko...? - zapytał Henry.
- Gabriello - odpowiedziała.
- Dziękuję państwu. - powiedziała i nie oczekując odpowiedzi ruszyła przed siebie.
- Cornwall. - odpowiedziała milutkim głosem kobieta, lecz Gabriella była za daleko by usłyszeć.



sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział IV


"Osamotnienie jest najcięższą karą, jaką człowiek może skazać na siebie"



                   Spojrzała na walizkę leżącą na łóżku, a zaraz potem na płaczącą Becky, która siedziała obok niej. Wszystkie ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy już spakowała i bardzo starała się przypomnieć sobie co by mogła jeszcze spakować, ale przez jęki przyjaciółki, nie potrafiła się skupić. Wiedziała, że będą ją odwiedzać tak często jak to tylko możliwe, ale myśl o tym, że nie będzie widziała najbliższych codziennie, nie dawała jej spokoju. Dostała od taty pokaźną sumę pieniędzy, aby dokładać się do składek i na prowadzenie godnego życia. Od Niny również dostała pieniądze, które przyjęła pod przymusem. Nie lubiła dostawać pieniędzy od obcych, nawet od ojca było jej wstyd wziąć, ale inaczej nie miałaby nawet na jedzenie. 
                   Tak jak się spodziewali wszyscy, rodzina Herondale bardzo chętnie zgodziła się na przyjęcie pod swoje skrzydła Gabrielli, mówiąc, że ma tylko jednego wychowanka, z którym powinna się dogadać. Pani Julie bardzo się ucieszyła, gdy usłyszała głos Adama. Widać było, że tęskniła za nim. Adam powiedział jej krótko i zwięźle, że o ciąży Gabrielli nie może się nikt dowiedzieć oprócz jej i Johna, jej męża.
- Przestaniesz płakać kiedyś? - zapytała Gabriella.
- Jakoś nie potrafię. Za pół godziny masz pociąg, zaraz wyjdziesz z tego pokoju, a ja zobaczę cię dopiero za miesiąc. - i znowu wybuchła płaczem. 
- Ale za to cały lipiec będziesz w Grecji! Czeka cię wspaniała podróż. A mnie? Za niedługo będę chodzić z ogromnym brzuchem - dodała, dotykając się po brzuchu z uśmiechem.
- Ty? Ty się uśmiechasz? To niemożliwe! Chyba się przewidziałam. 
- Muszę przyjąć wszystko, co los mi da. Trochę ciężko bez mamy, chciałabym aby była tutaj.
- Jest ciągle w twoim sercu i ty to wiesz.
- Ale nie czuję nic, żadnych emocji. Jestem taka obojętna...
- Nie jesteś, jakbyś była, to byś nie cierpiała. 
- Och daj spokój, każdy cierpi, a że mnie zebrało się dość sporo tego, to już nie moja wina. 
- Ok. Spakowałaś już wszystko? - Becky siliła się aby zmienić temat. 
- Tak, już możemy iść. 
                          Nienawidziła pożegnań. Zresztą, kto je kocha, zapytała się w duchu. Poleciały łzy, wycałowała wszystkich, a teraz siedzi sama w pociągu. Wokół tylu ludzi, a ona czuje się samotna. Ale kogoś ma. Swoje dziecko. W duchu dziękowała swojemu ojcu za pieniądze na koncie przeznaczone na wychowanie tego maleństwa. Teraz musi najbardziej na siebie uważać, jeden pochopny krok, a może zmienić życie dziecka. Założyła słuchawki, puściła piosenkę i spróbowała się odprężyć i przestać myśleć w pesymistyczny sposób. Ma nadzieję, że nowi domownicy pokochają ją jak jej ojca, a życie tam jej się podoba. Jej rozmyślenia przerwały wibracje telefonu. To był Alex.
Bez zbędnych ceregieli rozłączyła się, ale to nic nie dało, bo telefon znów wibrował.
- Czego chcesz? - rzuciła ostro.
- Hej Gabi... - ciągnął Alex. - Chciałbym cię przeprosić, nie powinienem ci tego tak powiedzieć.
- A jak powinieneś? Skłamać? To przecież moja działka. - po chwili namysłu dodała - Zresztą twoja też. - pomyślała o jego obietnicy.
- Mogłem wcześniej powiedzieć. Spotkamy się? Porozmawiamy..
- Jadę na wakacje. Nie mam dla ciebie czasu. - wiedziała, że go rani, ale on zrobił to samo.
- Proszę cię, nie kłam. - powiedział nerwowo.
- Masz rację, po prostu nie chcę cię oglądać, tej fałszywej mordy! A co, już Elena odeszła? Tak samo jak poprzednio? - zaśmiała się do telefonu.
- Nie rozmawiajmy o niej...- powiedział smutno - Proszę tylko o rozmowę, to tak dużo?
- Lepiej rozmawiaj sobie z Eleną, pa. - rozłączyła się i nie odebrała już ani jednego telefonu od niego.
                    Po 4 godzinach jazdy w pociągu miała dość. Wszystko ją bolało, w głowie czuła jakby stado słoni tłukło się, a jelita w brzuchu się skręcały. Wysiadła na stacji i z pomocą pewnego miłego mężczyzny wyciągnęła walizkę. Rozejrzała się i szybko stwierdziła, że miasto jest przepiękne. Drewa wydawały się zieleńsze niż w Londynie. Dostała wskazówkę od taty aby usiąść na jednej ławce w parku, a John ma przyjechać po nią. Chwyciła więc walizkę, która wydawała się ważyć tonę, i pomknęła uliczką przez tłum ludzi. W powietrzu rozchodził się przepiękny zapach jaśminu i lipy. Obok uliczki były posadzone róże, które wyglądały ślicznie. Zaczęła zachwycać się każdym detalem, każdym nowym zapachem. W centrum miasta nie mogła tego robić, a teraz czuła się jak małe dziecko, które łaknie każdego centymetra tej ziemi. Była bardzo szczęśliwa i był to widać po jej twarzy i zachowaniu. Rozłożyła ręce. Walizka zrobiła się lekka jak piórko.
- Ej! Uważaj! - powiedział zezłoszczony chłopak, który dostał walizką w nogę. Popatrzył na nią takim wzrokiem, którego jeszcze nie rozszyfrowała. Mieszanina złości, arogancji i zdziwienia. Przetarł ręką jeansowe spodnie, jakby usuwał brud i popatrzył na nią błękitnymi oczami jakby czekał na ukłony i hołdy.
- Oo, przepraszam. - odpowiedziała od razu. Jej brązowe, długie włosy właśnie zaplątały się się wokół twarzy. Jak zwykle - pomyślała.
- Lepiej upilnuj te włosy, zanim pozabijasz ludzi. - rzucił i odszedł.
Odwróciła się za nim aby spojrzeć na człowieka najbardziej aroganckiego i nie miłego jakiego kiedykolwiek widziała. O zrobił to samo i spotkali się wzrokiem. Gabriella zaraz zawróciła i poszła usiąść na ławkę. Nie siedziała zbyt długo. Po chwili poczuła, że ktoś ją targa za ramię. Otworzyła oczy i ujrzała roześmianego starszego mężczyznę, miał może 50 lat. Szybko ściągnęła słuchawki.
- Dzień dobry! Może panienka Gabriella? - zapytał bardzo przyjemnym głosem.
- Dzień dobry, tak to ja. Pan John?
- Och, mów mi John. Czuję się młodziej - zaśmiał się ukazując białe równe zęby. - Dawaj walizkę, ruszamy do auta.
- Ja mogę ją nieść. - powiedziała z uśmiechem, nie chciała dawać takiej ciężkiej walizki starszemu panu.
- A skończ... - poklepał ją po ramieniu i pokazał palcem gdzie idą. - Pupa cię czasem nie boli od tego siedzenia?
- Jeśli mm być szczera, to nie jest najlepiej ale też nie najgorzej. - spojrzała na brudnego pickupa, do którego szedł John - To pana auto? - zapytała.
- Jestem John, zapomniałaś już? - znowu się zaśmiał - Tak, wskakuj!
Przez drogę wiele rozmawiali, najwięcej i jego żonie i jednym podopiecznym. Julie podobno jest wyśmienitą gospodynią i najlepszym cukiernikiem na świecie. Gdy skończył zachwalać przeszedł do Damona, ich przybrane dziecko.
- Damon to dobry chłopak, trochę ostry i nerwowy, ale ma ogromne serce. Polubicie się na pewno. - zapewniał. - Dużo pomaga przy gospodarstwie i przy rybach.
- Jakie masz zwierzęta, John? - jego imię wymówiła z uśmiechem od ucha do ucha.
- Kozy, kilka krów i barany. Noo i kilka kotów, bo Juli bardzo je kocha, a ja jakbym mógł wybierać, nigdy w życiu nie chciałbym mieć tych zapchlonych sierściuchów.
- Koty są urocze! - broniła Juli.
- W twoim stanie raczej przebywanie z kotami nie jest wskazane. - powiedział poważnym tonem.
- Ktoś jeszcze wie oprócz pana i Juli? - zapytała patrząc na jego lekko pomarszczoną twarz.
- Nikt więcej. Postanowiliśmy Damonowi nic nie mówić, żeby nie docinał ci, ale i tak się dowie kiedy przyjdzie na świat.
- Dokładnie. A jak ze szkołą? Tata miał załatwić wszystko.
- Szkołę ukończysz na Cornwall & Isles. To dobra szkoła. To ostatni rok, prawda?
- Tak. Na szczęście, bo zawsze jakoś mnie odrzucało od szkoły. - zaśmiali się obydwoje.
                         Gdy John tachał walizkę Gabrielli, ona rozglądała się z zadziwieniem. Nigdy w życiu nie widziała tylu pachnących kwiatków, krzewów i drzew w jednym ogrodzie. Jak ona to pomieściła wszystko? pytała samą siebie. Nagle drzwi otworzyła Juli i wybiegła na przywitanie.
- Kochanie! - patrzyła na męża i podbiegła do Gabrielli - Jesteś już! - zaśmiała się i przytuliła ją mocno.
- Myślałem, że tylko mnie tak będziesz witać - powiedział poruszony John a po chwili powagi roześmiał się.
- Jesteś chyba podobna do matki, bo ojca ani troszkę nie widzę w tobie! - na myśl o mamie wyraźnie posmutniała. - Wejdźmy do domu.
Zaprowadziła ją do kuchni i zaczęła sporządzać miętową herbatę, mówiąc, że taka jest najlepsza po długiej podróży. Dom był ładnie umeblowany, na każdym parapecie były poustawiane doniczki albo z kwiatami albo z przyprawami. Było bardzo podobnie, jak wtedy gdy mama jeszcze żyła. Pomiędzy jej stopami przechodził kot, bardzo dużych rozmiarów. Na jego widok Gabriella otworzyła szerzej oczy.
- To kot Damona, Leo. - uśmiechnęła się do Gabrielli.
Leo niespodziewanie wskoczył na kolana Gabi i prosił ją aby głaskała go.
- O matko! Cóż za niespotykany widok! - powiedziała dziwnie ucieszona Julie - A już myślałam, że ten kot nienawidzi nikogo!
Gabriella nie zdążyła nic nie odpowiedzieć, bo pewien głos zapadł szybciej.
- Bo tak jest. - Damon nonszalanckim sposobem wszedł do kuchni.
- O matko... - powiedziała cicho, ale Damon chyba ją usłyszał, bo posłał jej dziwne spojrzenie.
To jego uderzyła walizką w parku.

_________________
Hej :D
Następny rozdział pojawi się troszkę później, bo muszę zadbać o zdrowie :)
Ale przerwa nie będzie trwała dłużej niż tydzień, także do napisania! ;*

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział III


"Nie zawsze smutek poznasz na twarzy, gdy z oczu łzy się poleją, bo czasem z sercu łamie się życie, a jednak usta się śmieją."



                       Tego ranka jak każdego innego, ogarnęły ją mdłości. Teraz przynajmniej wiedziała z jakiego powodu. Myśl o rozmowie z Alexem przyprawia ją o dreszcze i kolejne fale strasu. W głowie już powstawały scenariusze, ale znając samą siebie, nie użyje ani jednego. Zeszła do kuchni, gdzie czekała na nią kanapka i sok pomidorowy. Obok leżała kartka, której wzory po bokach znała doskonale. To liścik od taty.
" Wrócę o 16. Masz być gotowa do lekarza. Zjedz wszystko"
Z niechęcią zjadła kanapkę. Spojrzała na zegar na ścianie, który wybijał godzinę 10. I nagle ogarnął ją strach, gorszy niż wtedy gdy miała powiedzieć tacie, że jest w ciąży. Za dwadzieścia minut Alex ma przerwę w pracy, i wtedy mogłaby z nim porozmawiać. Wybrała numer Becky i zadzwoniła.
- Hej.. czemu wyszłaś tak wcześnie? - rzuciła od razu gdy usłyszała, że odebrała.
- Twój tata chciał z tobą porozmawiać. Jak się czujesz? Zadzwonisz do lekarza dziś?
- Tak, teraz idę do "Bistra". Muszę z nim porozmawiać.
- On musi się dowiedzieć, przecież jest ojcem. Nie bój się. I nie kłam - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowa.
- Powiedziałam sobie, że już więcej nie będę kłamać. Dobra jestem już niedaleko..
- Trzymaj się! I później masz mi zdać relację. - rzekła z uśmieszkiem.
- Życz mi szczęścia. - posłała jej buziaka przez telefon i rozłączyła się.
                   Stała przed drzwiami pubu i już miała wejść, kiedy jej ręka zawahała się. Nie otworzyła drzwi, a ludzie przechodzący obok patrzyli na nią jak na idiotkę. Podjęła się zadania jeszcze raz i nacisnęła klamkę. Ukazał jej się dziwny widok. Stała w osłupieniu i patrzyła raz na Alexa, a raz na Elenę. Starała się nie wybuchnąć złością ani płaczem.
Alex stał za barem czyszcząc szklanki, namiętnie rozmawiając i oczywiście przypadkowo patrząc się z cycki Elenie. Ona zaś, wyuzdanie ubrana, stałą nachylona nad barem, jedną ręką trzymając puszkę piwa, a drugą dotykając bicepsa Alexa. Gdy zobaczyli ją, Elena nie wzięła ręki tylko przesunęła ją na klatę chłopaka. Alex zmieszał się i już miał coś powiedzieć, kiedy to Gabi go prześcignęła.
- Baw się dobrze - popatrzyła się na niego i odwróciła się na pięcie. W głowie huczały jej słowa "nie płacz, bądź silna"
- Gaba, poczekaj! Musimy pogadać. Złapał ją za rękaw i poprowadził kawałek od drzwi.
- O.. nie chcesz aby przypadkiem twoja koleżanka nie słyszała naszej rozmowy? - zapytała z kamienną twarzą, nie wyrażającą żadnej emocji, choć jej dusza była w rozsypce i głośno płakała.
- Chciałem z tobą o tym porozmawiać, ale nie chciałem teraz, kiedy twoja mama umarła...
- Tak? Ojej! Ale ty się o mnie martwisz! Powinieneś zostać misterem opiekunki roku!- teraz z jej oczu trzaskały dosłownie pioruny.
- Nie czujesz, że między nami się coś spaliło? - zapytał patrząc jej prosto w oczy.
- Chyba ty się spaliłeś i te twoje obietnice! Zresztą nie mające pokrycia w rzeczywistości.
- Dla nas to już koniec. Przykro mi. Kocham Elenę... i nie zmienisz tego.
- I niby ja chciałabym zmieniać to? Jesteś nie poważny. Nara.
I odeszła.
                     Szybko pomknęła ulicami do domu, aby nikt nie widział jej łez. Teraz wszystko do niej dotarło, że jej związek to była jedna wielka pomyłka, a jej całe życie to jakiś niesmaczny żart. Chciałaby aby to był tylko zły koszmar, który zdarza się każdemu... ale każdy kolejny napotkany problem dobijał ją coraz bardziej. Leżąc na łóżku stwierdziła, że nie może być już taką samą osobą jak wcześniej. Gdy jest miła, dobra i wrażliwa, inni ludzie ją po prostu wykorzystywali. Chciała zakończyć ten rozdział i zacząć całkiem nowe życie, w którym ma nadzieję, że nie będzie cierpieć jak dotąd. Usłyszała dzwonek do drzwi i szybko poleciała na dół sprawdzić kto przyszedł. Przez wizjer zobaczyła Becky, która miała bardzo złą i napiętą minę.
- Becky? - zapytała zdziwiona Gabriella.
- Dzwoniłam do ciebie wiele razy! Czemu nie odbierałaś?
- Pewnie mam telefon gdzieś w kuchni.Zadzwoń jeszcze raz.
Stały w ciszy czekając na dźwięk telefonu Gabrielli. Cisza.
- Może masz go w pokoju? - podała pomysł.
- Nie możliwe... nie to nie może być prawda! - chwyciła się za głowę.
- Ale co? - zapytała z zaciekawioną miną Gabriellę.
- Pewnie zgubiłam jak biegłam z pubu...
- Czemu biegłaś? Coś się stało? A właśnie, co z Alexem?
Zapadła kolejna cisza. Gabriella zawsze wiedziała, co powiedzieć, ale tym razem jakby zapomniała jak się mówi.
- Zdenerwował się? - zgadywała Becky.
- Nie... nawet o tym nie wie.
- Że co?! Miałaś mu powiedzieć! Gabi! Sama komplikujesz sobie życie takim zachowaniem.
- Był zajęty Eleną. - odpowiedziała krótko, a Becky zareagowała na to imię jakby była oparzona.
- Eleną? Ta podła żmija!
- Są razem, jak miałam mu to powiedzieć? Hej Alex, wiem, że jesteś z nią, ale ja mam z tobą dziecko? - zainscenizowała.
- No w tym przypadku to nie dziwię się. - zrobiła pokorną minę.
- To wszystko boli, każdy oddech. Nawet to, że tu jestem. Straciłam mamę, Alexa, ciekawe kto następny...
- Obiecuję, że będę zawsze... - przytuliła ją i pocałowała w ramię.
- Nie obiecuj... bo nikt nie jest pewien czy dotrzyma obietnicy.
- Ja dotrzymam. - uśmiechnęła się do niej.
- Wiesz, postanowiłam choć trochę się zmienić. Już nie chcę udawać szczęśliwej, chcę być sobą. Nie chce być wrażliwa... to jest przekleństwo.
- Nie zmienisz tego, możesz jedynie ściszyć to w sobie. Ale zmiana charakteru, nie zawsze może wyjść na dobre.
- Nie chcę się całkowicie zmienić - roześmiała się - Chcę być twardsza, albo przynajmniej bardzo dobrze taka udawać.
- No dobrze... a myślałaś o dziecku? Co będzie jak urodzisz?
- Dziś mam wizytę u ginekologa, także dowiem się więcej rzeczy niż te co wyczytałam na Internecie.
- Zachowasz je, prawda? - to pytanie obudziło lęk z Gabrielli.
- Zobaczę, innym rozwiązaniem jest oddać je rodzinie, która ją pokocha. - ciągnęła.
- Zrobisz jak uważasz ale znasz moje zdanie. Na mnie już czas, muszę pomóc mamie.
Gabriella odprowadziła ją do drzwi i pożegnała przyjaciółkę.

~*~

                 Gdy wsiadła do auta, była już spokojna i odprężona, myśląc, że wizyta już za nią. Dziecko jest zdrowe i nie ma żadnych wrodzonych wad, co wzbudziło u niej bardzo miłe uczucie. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadała za małymi dziećmi, uznawała, że one tylko krzyczą i płaczą, a opieka nad nimi jest strasznie męcząca. I wtedy doszła do wniosku, że ona sama z ojcem nie poradzą sobie z małym dzieckiem. Adam był dobrym tatą, ale jeżeli chodzi o wychowanie to tutaj matka stanowiła przewagę. A teraz jej nie ma, a ona nie ma pojęcia czy da radę wychować je sama.
- Tato, dużo myślałam nad wyprowadzką. Do St. Mawes.
- Julie i John przyjęli by cię z otwartymi ramionami... a Alex?
- Nie dowiedział się, obecnie jest z Eleną, więc ta wiedza jest mu nie potrzebna.
- Co za nie odpowiedzialny gówniarz. Idiota!
- Tato, to nic nie da. Nie chcę aby o tym wiedział, a jeżeli będę tu, on się dowie.
- Zadzwonię tam i spokojnie porozmawiam z nimi. Jesteś tego pewna? - spojrzał na nią z ukosa.
- Tak, jestem. - stwierdziła twardym głosem.


Cześć :)
Dziś troszkę krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam to :)
Miłego dnia! ;*


sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział II

"Są takie chwile w Twoim życiu, gdy dokonują się wielkie zmiany. Czasem nie zachodzą one stopniowo, ale wszystkie naraz."



                       Jej ciało ogarnęło przerażenie, jakiego jeszcze nie znała. Nawet gdy musiała dać tacie do podpisu informację o dwóch zagrożeniach, nie bała się aż tak bardzo, jak teraz. Poukładała w głowie scenariusz, co im wszystkim powiedzieć. Potrafiła świetnie kręcić, wymigiwać się od odpowiedzi na trudne pytania, precyzyjnie zmieniać temat. Teraz również chciała użyć swojego daru, zdając sobie sprawę, że to podłe zagranie.
- Iiii...? Nie masz nam nic do powiedzenia? - zapytał w końcu ojciec.
Opanowała strach, popatrzyła prosto w błękitne oczy ojca i jedyne co jej przyszło do głowy to kłamstwa.
- Powiedział, że wszystko jest dobrze, tylko nie mogę się denerwować. To wszystko przez stres.
Becky zrobiła wielkie oczy, ale nic nie powiedziała. Zrobiła krok do tyłu, ciągle patrząc Gabrielli w oczy. Jej wzrok był smutny.
- Tylko tyle? I żadnych badań, ani nic? - ojciec oburzył się, ale Nina zaraz zrobiła złą minę, która oznaczała mniej więcej "zamknij się, i chociaż raz w życiu jej zaufaj!".
- Dobrze, a może potrzebujesz witamin? - zapytała Marina - Mogą się przydać...
Gabriella nic nie odpowiedziała, jedynie pokiwała głową.
                      Gdy Nina poszła do apteki, wszyscy czekali na nią w samochodzie Adama. Becky, która przybiegła postanowiła się z nimi zabrać, zważywszy na to, że mieszka niecały kilometr od domu Gabi. Ciągle spoglądała na nią, złym a zarazem smutnym i zatroskanym wzrokiem. Znała sytuację Gabi, i domyślała się co teraz może czuć. Siedziała obok niej, ale wydawało jej się, że Gabi jest daleko. Była nie obecna, pogubiona. I wcale się nie dziwiła dlaczego. Jej i Gabi zamyślenia przerwała Nina, która właśnie zamykała drzwi auta.
                      Gabi słyszała, że rozmowa w aucie toczy się o niej, ale nie zważała na to. Przepełniał ją okropny strach i złość za to, że nie powiedziała prawdy. Chciała chociaż raz przestać kłamać. Choć to wychodziło jej najlepiej... Jej myśli zboczyły na inny tor. Dziecko. A gdyby go nie było? Nie było by problemu, pomyślała. I cała drogę myślała o jednym ze zdań lekarza, w którym była mowa o aborcji.
- A ty nie wysiadasz? - zapytał ojciec.
Gabi rozejrzała się dookoła, nikogo już nie było. Siedziała sama w aucie z ojcem, który czekał aż wysiądzie, aby zaparkować auto w garażu.
- Wejdźcie wszyscy! - zawołała głośniej, co zaraz zwabiło Ninę, Becky i ciekawskie spojrzenie ojca.
- Coś się dzieje? - zapytała roześmiana Nina - Odbędziemy autową rozmowę?
- Nina.. to chyba coś poważnego. - powiedziała Becky i po tych słowach Gabriella wybuchła płaczem.
Wszyscy patrzyli na nią z osłupieniem.
- Kochanie? Coś z Alexem? - zapytała Nina.
- Przepraszam... - wydukała połykając łzy i próbując rozluzować gardło, aby móc więcej powiedzieć -Ja.. jestem perfidną kłamczuchą - zatrzymała się aby popatrzeć ojcu w oczy - Nie dziwne, że nie masz do mnie zaufania.
- Ale jak to, co się dzieje? - cichym, nienachalnym głosem odezwała się Nina.
- Powiesz w końcu? - zapytał twardym głosem ojciec.
- Wiem, że teraz będziecie mnie mieć za nieodpowiedzialną i puszczalską... - Adam złapał się za głowę i zamknął oczy.
- Nie, nie! Nie kończ... po prostu nie chcę tego słyszeć.
- Tato... Proszę cię, wysłuchaj mnie... dla mnie to też nie jest łatwe.
- Jesteś w ciąży tak? Jeśli tak jest, to nie zaprzeczaj.
Gabriella schyliła głowę, a jej łzy pociekły strumieniem po policzkach. Becky odruchowo przysunęła się do niej i przytuliła ją najmocniej jak potrafiła.
- Więc, tak, jesteś nieodpowiedzialna i puszczalska! - powiedział i wyszedł z auta.
Nina wybiegła za nim, aby zrobić to co najlepiej potrafi, czyli pocieszyć i uspokoić.

~*~


              Wszedł do piwnicy, i po prostu zaczął płakać. Był głęboko wierzącym chrześcijaninem, i wiedział jakiej wagi grzech popełniła. Zaczął zastanawiać się, w czym zrobił błąd i dlaczego tak straszne słowa padły z jego ust na jego kochaną córkę. Zaczął żałować, że cokolwiek powiedział, mógł to przemilczeć, jak robił to zwykle, gdy musiał coś powiedzieć. Sprawa była ciężka, a on stchórzył.
- Adam? Jesteś tu? - w drzwiach stanęła Nina.
- Lepiej daj mi spokój. Nie chcę słuchać twoich kazań, bo wiem co źle zrobiłem. Poniosło mnie!
- Nic teraz nie zrobimy, trzeba się nią zaopiekować.
- Ale, ja? Ja nic nie potrafię, nie dam rady. Ty też nie masz wprawy w dbaniu o noworodka, a Alex już na pewno.
- Moglibyśmy spróbować... - mówiła błagalnym tonem.
- Muszę to wszystko przemyśleć. Tego nie da się od tak załatwić. Pamiętasz, co ci mówiłem?
- O jej wakacjach? - zrobiła zaskoczoną minę. Nie spodziewała się tego.
- Tak. Tylko, że na dłużej niż tylko wakacje. Załatwiłbym papiery i szkołę, chociaż na kilka miesięcy.
- Chyba nie mówisz poważnie...

~*~


- Gabi, będę przy tobie! Zawsze! Pamiętaj o tym... - przytuliła przyjaciółkę.
- Zostaniesz na noc? Muszę podjąć ważną decyzję.
Gabi już nie płakała. Jej brązowe oczy miały dość ciągłego płakania, i postanowiły odpocząć.
- Jasne, ale o co chodzi? - wstała z łóżka i ściągnęła spodnie.
- No dziecko, co z nim zrobić... nie chcę go, nie teraz. Co będzie jak się ... O matko! Jak mogłam! Alex nic nie wie... Co będzie jak się dowie? Przecież, to oczywiste, że to jego dziecko. - oczy przypomniały sobie, jak płakać.
- Spotkaj się z nim - popatrzyła na nią z ukosa - Myślisz o aborcji? Mam cię pobić?
- Tak wiem, że to jest życie, mały człowieczek, moje dziecko! Ale nie chcę go... A gdyby tak oddać?
- To już lepszy pomysł, ale pomyśl, ono jest twoje. Czy twoja matka cię oddała, albo myślała żeby cię poćwiartować? Raczej nie! - zaczęła krzyczeć.
- Słyszałaś co ojciec powiedział... nienawidzi mnie. W jednej chwili potrafił znienawidzić... Znam jego spojrzenie.
Becky nie wiedziała co odpowiedzieć, bo Gabriella miała rację. Mina Adama była jednoznaczna. Już nie patrzył jak na swoją córeczkę, tylko na dziwkę.
Położyły się na łóżku przytulone. Gdy ostatni raz Gabi spojrzała na zegarek było przed trzecią, i właśnie wtedy prawdopodobnie usnęła, gdyż nie pamięta aby widziała późniejszą godzinę.

Z samego rana, Becky usłyszała pukanie do drzwi. Popatrzyła na Gabi, która jeszcze spała i cicho pozwoliła wejść. To był Adam.
- Chcę z nią porozmawiać. Przepraszam, że to zabrzmiało jakbyś miała się wynosić, ale chcę być z nią sam. Dziękuję, że zostałaś i się nią zajęłaś.
- Powiedział pan wczoraj za dużo... To wcale nie było ok, a wręcz tchórzostwo. - ubrała spodnie pod kocem i wyszła, bez żadnych przeprosin za to co powiedziała.
Adam stanął jak wryty, mając świadomość tego, że dziewczyna ma świętą rację. Nie mógł dłużej czekać i obudził Gabriellę. Jej oczy były całe spuchnięte, a usta sine.
- Wiem, jestem świnia i debil.  - takimi słowami przywitał córkę.
- Tata? - zapytała z niedowierzaniem.
- Chcę naprawić swój grzech. Dasz mi szansę? - usiadł na brzegu łóżka.
- U mnie zawsze masz szanse...
- St. Mawes to piękna osada... jak wiesz tam się wychowałem. Miałem wspaniałych przybranych rodziców. Ty potrzebujesz matki i lepszego ojca...
- Tato, wcale nie potrzebuję lepszego ojca, ty jesteś dobrym tatą.
- Przemyśl to. Tam nie będzie znajomych śmiejących się z ciebie, a otaczaliby cię sami dobrzy ludzie...
- Nie będzie Becky, ciebie, Niny, Alexa... - zaczęła wymieniać na palcach.
- A co z Alexem? - zapytał.
- Dziś pójdę do bistra i wtedy mu powiem.




__________________
Cześć :D
Życzę Wszystkim miłego dnia, bo u mnie rozpoczął się akurat świetnie! :*
Oby opowiadanie również przypadło do gustu :D 

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział I


"Zapisu bólu w jednym obszarze pamięci nie można zapisać zapisami szczęścia w innych"


                      Wróciła do domu z uśmiechem na twarzy. Alex zawsze umiał ją pocieszyć, a ton jego głosu zmiękczał jej serce, dlatego też nie potrafiła się długo na niego gniewać. Wiedziała, że jego cała ta sytuacja również męczy, więc postanowiła że przestanie wspominać mamę.
Ale przecież nie jest łatwo zapomnieć o osobie, którą kochało się przez 18 lat, od której dostało się życie i nauczyło się jak żyć. Został jej jedynie żyć wspomnieniami i marzeniami, które są nie do zrealizowania i zdawała sobie z tego sprawę. Gdy zamykała oczy, widziała jak stoi obok niej i obejmuje ją ramieniem. I nagle znika. Myślała, że po śmierci kogoś tak bliskiego, powinno się czuć jego obecność, że nie odszedł, a nadal jest w sercu.
Ona czuła pustkę.
- Gabi! Zejdź na kolację! Marina przyszła! - usłyszała zza drzwi głos taty.
- Już!
Weszła do pokoju gościnnego, gdzie Marina i jej ojciec już siedzieli przy stole.
- Szpinak?! Znowu? Przecież był niedawno, a zresztą ty...- spojrzała na Ninę, bo tak zdrobniale na nią mówią, i uśmiechnęła się - nienawidzisz szpinaku!
- Dziś postanowiłam zjeść z wami. - uprzejmie odpowiedziała - Może polubię...
Gabriella i jej tata wymienili się spojrzeniami, które mówiło, że to jest niemożliwe. Usiadła do stołu i pokroiła sobie naleśnika z farszem ze szpinaku i polała sosem czosnkowym. Włożyła kęs do ust i przełknęła. Kolacja trwała w najlepsze, tata z Mariną dużo rozmawiali, niekiedy nawet śmiali się, co było rzadkim widokiem dla Gabrielli. Lubiła patrzeć na niego, gdy się uśmiechał. Wtedy był naprawdę szczęśliwy. Nie umiał udawać śmiechu jak ona, to nie było w jego stylu. Pod koniec kolacji zamierzała już iść do swojego pokoju, bo czuła znajome ssanie w żołądku, które oznaczało nagłe wymiotowanie. Wstała i dłużej się nie zastanawiając pobiegła do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi. Zaraz za nią Marina.
- Gabi, musimy coś z tym zrobić. - zrobiła przerwę, aby potrzymać jej włosy - Myślałam, że to na tle nerwowym, a jeżeli to np. wrzody żołądka? Możesz umrzeć jeśli pękną, a to się ciągnie od miesiąca.
Jedźmy na pogotowie... prosimy cię.
- Ojciec ci kazał mnie przekonać? - powiedziała zdenerwowana.
- Nie tylko on się martwi. Już lepiej?
- Tak... - wstała, umyła buzię i wyszła z łazienki.
Poszła do pokoju, a z nią zaraz Marina. Weszła bez pukania.
- Prześladujesz mnie? Chcę być sama.
- Nikt nie chce być sam. Wiem coś o tym...
Gabrielli zrobiło się trochę głupio zważywszy, na to że Marina została wdową rok temu.
- To czego ode mnie oczekujesz? - zapytała spokojniejszym tonem.
- Jedźmy na pogotowie, tylko ten jedyny raz. Jeśli wszystko będzie dobrze, damy ci spokój...
- Czyżby na pewno? - zapytała z niedowierzaniem.
- Tak. Obiecuję ci to. - i kolejna obietnica złożona w dzisiejszym dniu, pomyślała Gabriella. - Przygotuję potrzebne papiery, a ty ubierz się. Zaraz wychodzimy - jej barwa głosu zmieniła się na bardziej szczęśliwą.
"Czyżby aż tak bardzo jej zależało na mnie?" to pytanie zadawała sobie dziesiątkami razy, podczas siedzenia w kolejce do lekarza.
" I jak, byłaś już u lekarza?" - dostała esemesa od Becky.
" Czekam, ale chyba zaraz wejdę i będzie po wszystkim. Zobaczą, że mi nic nie jest!"
" Mam taką nadzieję, trzymaj się słonko! ;* Jak wyjdziesz daj mi znać"
" Dziękuję!"
Gdy została zaproszona do gabinetu, jej ojciec chciał wejść z nią, ale Gabi za wszelkie skarby chciała być sama. Także jemu i Marinie pozostało czekać na zewnątrz.
- Dzień dobry, ty jesteś Gabriella Perez? - zapytał mężczyzna o oliwkowej skórze i ciemnych włosach. - Jestem David.
- Dzień dobry, tak. - zmieszała się, mówił bardzo szybko.
- Co dolega? - uśmiechnął się - Tylko proszę podać jak najwięcej szczegółów, bo jak widzisz nie mamy dużo czasu na jednego pacjenta - dodał uprzejmie.
- Od miesiąca codziennie wymiotuję, mam mdłości, zawroty głowy, ale to pewnie przez śmierć mamy.
- Zlecimy usg, być może to jakieś zatrucie. A.. jeśli chodzi o współżycie? Kiedy ostatnio było i czy z miesiączką wszystko jest dobrze?
- Tak ale zabezpieczamy się, miesiączki jako takiej nie miałam, było tylko plamienie. Ale to przez stres i w ogóle, ciążę można spokojnie wykluczyć - mówiła spokojnym tonem, bo była tego pewna.
- Nie możemy spokojnie jej wykluczyć. Nie wiem, czy wiesz, ale plamienie to najczęstszy objaw ciąży, do tego dochodzą huśtawki nastroju, mdłości... kiedy ostatnim razem kochałaś się z chłopakiem?
Gabriella zawstydziła się, nigdy wcześniej nie rozmawiała z żadnym mężczyzną na temat ciąży, miesiączki czy współżycia.
- To było na tydzień przed śmiercią mamy, czyli pod koniec maja...
- Chciałbym abyś zrobiła test. Idź do łazienki, instrukcja znajduje się na ulotce, ale zapewne wiesz co trzeba zrobić. Nie stresuj się, chcemy jedynie wykluczyć tą opcję. Nie zawsze to musi oznaczać ciążę. - na koniec uśmiechnął się, ale Gabriella poczuła się nieswojo.
Weszła do łazienki, szybko zamknęła za sobą drzwi i rozpoczęła opakowanie testu ciążowego. Zapoznała się ogólnie z instrukcją i zrobiła wszystko krok po kroku. W jednej ręce trzymała test, a w drugiej próbowała napisać esemesa, choć było to bardzo trudne, ze względu na trzęsącą się od strachu rękę.
" A co jeśli to ciąża?" - nie patrząc na test napisała do Becky.
Czekała minutę, w ważnych sprawach Becky zawsze szybko odpisywała, a teraz jakby zatkało ją.
" Zabezpieczasz się... bądź spokojna :)" - tylko tyle? pomyślała.
I zamarła.

~*~

- Nina, ja czuję, że nie jestem dobry w te klocki. Jak była Paulina, to ona się tym wszystkim zajmowała i było cudnie, a teraz... nawet córki nie umiem przekonać do lekarza. - włożył twarz w ręce.
- Adam, słuchaj! Nie możesz się teraz poddać. Jesteś jej ojcem... Ja postaram się być dla niej jak druga mama, wyjdzie z tego. - położyła rękę na jego umięśnionym ramieniu.
- Dziękuję, że chcesz mi pomóc. - uśmiechnął się do niej - Ale mam inne plany co do niej.
- Nie teraz, teraz musi być z tobą, a ty chcesz uciec od problemu. - wzięła swoją dłoń.
- Spieprzyłem wszystko, wystarczy na nią popatrzeć, ciągle jest smutna, a ja nie potrafię pocieszać ludzi. To prędzej ona by mnie pocieszyła...
- Masz śliczną, mądrą córkę, która niedawno straciła matkę! Ty myślisz, że ona będzie skakała po łące i śpiewała? Ty też byś tak robił? Ogarnij się!
Te słowa Adamowi zapadły głęboko w głowie.

~*~ 


"Becky... cholera, co ja im powiem..." - nawet nie widziała co pisała przez łzy.
"OMG! Matko już jadę do ciebie, jesteś na Street Doughtery?"
" Tak..."
Wyszła z łazienki cała zapłakana, jej tusz dosłownie lał się po policzkach, a po kreskach malowanych kredką nie ma ani śladu. Lekarz widząc ją znał już odpowiedź. Sięgnął po chusteczki i podał całe opakowanie Gabrielli.
- I co teraz? - jedynie na tyle było ją stać.
- Będzie trzeba prowadzić leczenie przez całą ciążę, jeżeli chcesz dotrzymać ją...bo jest i taka opcja, ale znam kobiety, które do dziś czują żal, że to zrobiły. Niektóre nie wytrzymały psychicznie...
- Ale, że pozbyć się dziecka? I nikt by się o nim nie dowiedział? - zapytała zaciekawiona.
- Jesteś już pełnoletnia? Bo jeśli tak, to nie potrzebujemy podpisu rodziców... Ale przemyśl to, nie rób nic pochopnie, to jest małe dziecko, życie... - zaczął żałować, że podał taką propozycję.
- Jaka ja jestem nie odpowiedzialna! Idiotka ze mnie! Co powiedziałaby mama... - i znowu wpadła w płacz.
- Nie jesteś pierwszą nastoletnią matką i nie ostatnią. Inne dziewczyny dają radę, ty też dasz, tylko uwierz w siebie. Ja muszę ci dać skierowanie do ginekologa. Trzeba odbyć tą wizytę jak najszybciej, postaram się żeby to było jutro.
- Jutro? - w jej głowie wszystko odbijało się echem.
- Dla dobra dziecka, i twojego. - powiedział stanowczo.
- Dobrze - chciała już być jak najszybciej w domu.
- Prosiłbym abyś przyszła jutro do mnie jeszcze porozmawiać. Mogłabyś?
- Tak, tak. - powiedziała nie koniecznie rozumiejąc na co się zgadza. To dzieje się tak szybko.
- W takim razie masz mój numer - podał jej wizytówkę - Dzwoń kiedy tylko chcesz.
Gabriella wstała i zmierzła ku drzwiom.
- Dziękuję za wszystko. - powiedziała siląc się na w miarę spokojny ton.
- Do widzenia, Gabriello.
Wyszła widząc zaciekawione twarze Niny, taty i Becky.




wtorek, 9 czerwca 2015

Prolog


"Niekiedy sami przed sobą, nie jesteśmy w stanie wyznać własnych problemów."


                     Obudziła się. Powoli rozchyliła powieki i spojrzała na biały sufit jej pokoju. Było już jasno, w myślach obliczała, która mogłaby być godzina. Sięgnęła dłonią na szafkę nocną, w celu znalezienia telefonu w steku zużytych chusteczek. Dostała dwie wiadomości, które postanowiła przeczytać później. Szybko rzuciła telefonem o dywan, wyciągnęła miskę, leżącą pod łóżkiem i zwymiotowała. Mdłości towarzyszyły jej każdego ranka, od czasu śmierci mamy. Nic nie mogła z tym zrobić, wiedziała, że to jest na tle nerwowym i za żadne skarby nie chciała iść do lekarza.
Nagle usłyszała kroki ojca zbliżającego się do jej pokoju. Zapukał dwa razy w swój specyficzny sposób.
- Gaba, znowu?- wszedł nie czekając na pozwolenie i popatrzył na nią wymownym spojrzeniem, które mówiło "Tak nie może być, musimy coś z tym zrobić!"
- Nie patrz tak na mnie. Uwierz, też tego nie lubię - zironizowała patrząc przed siebie.
- Przynieść krople? Czy już przeszło?
Gabriella słyszała te pytania codziennie, już miała tego dość, ale próbowała zrozumieć, że ojciec tak bardzo stara się zastąpić matkę.
- Przeszło - skłamała.
Myślała, że zrobi to samo co zawsze, że odwróci się i wyjdzie z pokoju. Pójdzie do kuchni, zrobi jej kanapkę i herbatę, do której potajemnie wleje krople uspokajające, myśląc, że ona ich nie wyczuje. Tym razem, wolałaby właśnie tą opcję niż tą którą jej tata sobie wybrał.
Sięgnął ręką po paczkę chusteczek, wyciągnął ostatnią i chciał wytrzeć usta Gabrielli. Jednak ona odchyliła głowę.
- Tato, nie jestem już dzieckiem - skwitowała szybko.
- Ale jesteś moim dzieckiem i mamy... - pociągnął smutno.
- Przestań mi o tym przypominać! Tak, wiem że mamy już z nami nie...
- Ale ty potrzebujesz matki... - wykrzyczał zanim Gabi dokończyła zdanie.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, którą obydwoje bali się przerwać.
- Tato, mamy nie ma miesiąc, a ty już masz inną kobietę na jej miejsce? - powiedziała ze łzami w oczach.
- Jak mogłaś o tym pomyśleć? Nawet przez minutę o tym nie myślałem! Nigdy, w całymi moim życiu! - wstał z łóżka. Już nie wyglądał na troskliwego tatę tylko na mężczyznę, który został wezwany do walki.
- Tato.. nie to wcale nie tak, przepraszam. Już nie wiem co mówię. - zakryła twarz w dłoniach ze wstydu.
- Wiem, co czujesz, ale przed tobą całe życie... wielu dzieciom umierają rodzice. Damy radę! - złapał ją za ramiona - Prawda?
- Tak. - przytuliła go.
                    Jej ojciec sam w młodości stracił tatę. Nie raz opowiadał o nim, wychwalając go i mówiąc, że nikt nie miał lepszego ojca. Gdy przyszedł list z wojska z kondolencjami, jego matka załamała się i popełniła samobójstwo, zostawiając trójkę dzieci, w tym jego, najmłodszego Adama. Zostali szybko adoptowani, przez młode małżeństwo, które wpoiła im religię chrześcijańską, i tak przez długi czas mieszkali w małej osadzie londyńskiej St. Mawes. Gdy Adam miał 20 lat, postanowił wyprowadzić się i zamieszkać w sercu Anglii, czyli w Londynie. To tam spotkał Paulinę, którą pokochał i poślubił dwa lata później. Paulina była polką, z blond włosami i dużymi brązowymi oczami. Pisał listy o swoim szczęściu do przybranych rodziców, lecz z czasem zaprzestał przez problemy z rozwijającym się interesem. Ostatni raz pisał do nich jakieś pięć lat temu.
                    Mdłości już jej przeszły. Teraz rozpoczęła poszukiwania telefonu, który najwyraźniej wylądował dalej niż na dywanie. W końcu znalazła go za zasłoną, na szczęście był cały. Odczytała wiadomość od Becky, jej przyjaciółki, którą zna od dzieciństwa.
   "Zerwałaś z Alexem?" - po odczytaniu tej wiadomości Gabrielli zadrżało serce.
   "Przecież byś o tym wiedziała! Czemu pytasz?"
Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Becky zawsze szybko odpisywała, jeśli chodzi o ważne sprawy.
   "Musimy się spotkać. Park Buckingham."
Gabi szybko zarzuciła na siebie jeansową ramoneskę i wybiegła po schodach, krzycząc po drodze do taty, że będzie za chwilę.
- A śniadanie? - zawołał za nią, ale jej już nie było w domu.
Szła wąską uliczką, po obydwu stronach był posadzone małe, jasnozielone krzywiki. W powietrzu unosił się zapach czekolady, waty cukrowej i spalenizny. Minęła mały kramik, w którym młoda kobieta sprzedawała rogale z czekoladą i zachęcała ją do kupna. Uprzejmie podziękowała i poszła dalej. Widziała już czekającą na nią Becky. Jej kręcone ciemne włosy falowały w powietrzu gdy siedziała na ławce i uśmiechała się do niej.
- Gadaj, o co chodziło z tym esemesem. - powiedziała i usiadła obok niej.
- Teraz nie jestem pewna czy powinnam... - zasmuciła się.
- Mi wszystko możesz powiedzieć - Gabriella bardzo rzadko uśmiechała się od śmierci matki, ale teraz posłała jej na tyle czuły uśmiech na ile potrafiła na tamten czas.
- Chodzi o Alexa. Bo ja... - zawahała się - widziałam go wczoraj w wesołym miasteczku. Był z Eleną.
Gabi wlepiła wzrok w drzewo rosnące naprzeciw niej. Elena była jego byłą dziewczyną.
- Tak? Podobno poszedł wcześniej spać... tak mi napisał w esemesie, który dziś odczytałam.
- Może po prostu nie chciał cię martwić? - próbowała ją pocieszyć, ale na nic.
- Muszę z nim porozmawiać... - powiedziała niepewnym głosem.
- Myślę, że nie będzie konieczności szukania go - kiwnęła głową w lewą stronę.
Obie dziewczyny teraz patrzyły w jeden punkt. Na ulicy, obok pałacu szedł Alex.

~*~

- Nina, jak sądzisz? To będzie dla niej lepsze? - zapytał zmartwiony Adam.
- To chyba najlepsze wyjście, jest początek wakacji, a jej przyda się odpoczynek - stwierdziła.
                Nina była bliską przyjaciółką Pauliny, matki Gabrielli. Po jej śmierci, pomagała Adamowi w domu, oraz zostawała czasem dłużej aby dotrzymać towarzystwo Gabi, gdy jej ojciec był w firmie.
- Już lepiej się czuje? - zmieniła temat.
- Nie, właśnie, że nie. Codziennie wymiotuje, chodzi jak zatruta. A jak tylko słyszy o lekarzu, dostaje świra!
- Dziwisz się? To przecież oni nie zdążyli uratować Pauliny. - na jej twarzy pojawiła się złość.
- To nie ich wina... nie od nich zależy, kto przeżyje a kto nie - odpowiedział.
- Proszę cię, nie rób mi wykładów. Chcę żyć jak wcześniej, a jakoś nie mogę bez niej...
- I komu to mówisz - zrobił dziwną minę, wyrażającą gniew i zaskoczenie.
- Ale myślę, że Gabriella przeżywa to najbardziej z nas wszystkich.
- To pewne, chociaż nie pokazuje tego za bardzo. Ale te nerwy żołądka, mam tego dość.
- Idź z nią do lekarza, to trwa już za długo. A jeżeli to jakaś choroba? Przez tą rozpacz może coś ją złapało...
- Prędzej to ty zjesz znienawidzony przez ciebie szpinak, niż ona zrobi to co jej każe. - zaśmiał się.
- Pff, to zróbmy zawody. - poklepała go po plecach - Dziś wpadam na kolację.

~*~


- Cześć! Co ty tu robisz? - zapytał Alex przytulając ją, lecz Gabi odskoczyła od niego.
- Co to za pytanie? Przecież nie będę siedzieć cały dzień w domu. - powiedziała ironicznie.
- Aaa to trzeba było mi odpisać, byśmy wyszli razem. Cieszę się, że już ci lepiej. - uśmiechnął się i podał rękę. Złapała ją.
- Wczoraj wieczorem byłam się przejść, chciałam cię zabrać ale pisałeś, że poszedłeś spać. - uśmiechnęła się sztucznie.
- Tak? Gdzie byłaś? - zapytał zaciekawiony.
- A przechodziłam obok London Eye. - właśnie tam Becky ich widziała.
- A ja spałem jak dziecko, mama mnie rano dobudzić nie mogła. - zaczął się śmiać.
- A pewnie przez to, że lunatykowałeś! - zatrzymała się i puściła jego dłoń.
- O czym ty mówisz? Przecież nie lunatykuję, kochanie... - pomyślała, że zaczął się domyślać o co może jej chodzić.
- Ale za to nieźle kłamiesz. - skomentowała.
- Gabi... Elena tylko chciała pogadać o swoim związku. To naprawdę nic złego. Nie musisz być zazdrosna.
- Nie prościej było mi to powiedzieć zamiast kłamać, jak to słodko spałeś?
Gabriella ruszyła w przeciwną stronę, nie miała zamiaru słuchać kolejnych kłamstw. A co jeśli oni się spotykają za jej plecami? Już wolałaby wiedzieć najgorszą prawdę. Usłyszała kroki Alexa.
- Przepraszam cię za to. Bałem się, że pomyślisz, że mnie i Elenę coś łączy. Ale to nie prawda - popatrzył na nią szczerymi oczami - Obiecuję ci, że zawsze będę przy tobie. Bez względu na wszystko.
                      Charakter Gabrielli był specyficzny. Jak kochała to do szaleństwa, wybaczała szybko, denerwowała się o grubsze sprawy, w ciągu minuty potrafiłaby kogoś pobić, a zaraz potem przepraszać. Niby nie wyróżniała się niczym spośród innych, ale kto poznał jej osobowość, nie potrafił się od niej uwolnić, dlatego też miała wielu adoratorów i znajomych, ale jedynie jedną przyjaciółkę.
- Dobrze, ale następnym razem mów mi o takich sprawach. - uśmiechnęła się do niego z czułością.
Chwycił ja za rękę i poszli wzdłuż ulicy Buckingham. Miała nadzieję, że nie zostanie więcej razy okłamana.
- Obiecaj mi jedno... żyj teraźniejszością, pogrzeb przeszłość.
- Obiecuję. - Dziwnym sposobem, na jej sercu zrobiło się milej, jakby wszystkie smutki odeszły. Nie chciała zapomnieć o mamie, ale wiedziała, że jej już nie ma, i nie będzie. Przyszłość musi przeżyć sama.


_________________

Cześć :)
Jestem bardzo ciekawa jak spodobał Wam się prolog. Jeśli wystąpiły jakieś literówki, bądź błędy, byłabym wdzięczna gdybyście o tym powiedzieli :)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Zwiastun...

Cześć :)

Zapraszam wszystkich serdecznie na zwiastun mojego trzeciego opowiadania pt. "Never let me go". 

Jak pewnie większość z Was teraz pomyśli, że to będzie opowiadanie fantasy, to jest w błędzie. Co prawda, użyłam^^ postaci z serialu "Pamiętniki wampirów" ale żadnych wampirów tutaj nie będzie, chociaż kręci mnie napisać coś w tym stylu. Może kiedyś? :D



Przechodząc do tematyki opowiadania będzie ono o problemach zwykłej nastolatki, mającej problemy, które powinny dotyczyć dorosłych. Gabriella, nie może pogodzić się z odejściem z tego świata jednego z rodziców. Od czasu gdy śmierć wkradła się w jej rodzinę, nie mogła pozwolić sobie na załamkę, chociaż na początku właśnie tak było... 
A to dopiero był prolog dalszych wydarzeń.
Opowiadanie będzie o miłości, odpowiednim wyborze, zdradzie, przyjaźni, odwadze... 
Serdecznie zapraszam! ;)