środa, 24 czerwca 2015

Rozdział V


"Więc w mroku jest tyle światła,
ile życia w otwartej róży,
ile Boga zstępującego na brzegi duszy"


- Nie matko, tylko Damon. - rzucił beznamiętnym głosem.
- Damon, zachowuj się! - ostro powiedziała July - Gabriella jest naszym gościem. 
Gabi siedziała, trzymając białą puchatą kulkę ze złotymi oczami, i myślała co by mu odpowiedzieć. Nie wymyśliła żadnej sarkastycznej odpowiedzi, a często udawało jej się to bez zarzutów. Tym razem jej cięty język zawiódł. 
- Bo znowu czymś we mnie rzucisz? - roześmiał się i wyszedł z kuchni brudząc podłogę błotem, które miał na butach.
- Czy on tak zawsze? - zapytała odprowadzając go wzrokiem i patrząc na jego ślady odciśnięte na jasnych płytkach - No wie pani, taki arogancki?
- Kochanie, przyzwyczaisz się, obiecuję ci to. To dobry chłopak, co prawda nerwowy, ale wspaniały.
Leo zeskoczył z jej kolan i szybko pobiegł za Damonem. Gabriella nie wiedziała jakiej jest rasy, ale był naprawdę ogromnym kotem z dużymi oczami, przypominające dwa guziki od szykownego płaszcza. Przeniosła wzrok na starszą panią.
- O co chodziło z tym rzucaniem? - zaśmiała się.
Kobieta roześmiała się na cały głos.
- Czasem miewam różne chęci - odpowiedziała bez namysłu.
                           Po godzinie rozmowy z Juli, Gabriella nabrała chęci na spacer po mieście. Starsza kobieta chciała jej towarzyszyć, ale dziewczyna miłym tonem odmówiła, mówiąc że chce pobyć sama. Teraz szła wzdłuż brukowanej uliczki, kompletnie nie znając miasta. Słysząc szum morza chciała się do niego jak najszybciej dostać, więc postanowiła zapytać pewnego mężczyzny, który wydawał się być miły. I rzeczywiście taki był. Wskazał jej drogę, a ona pomknęła za jego wskazówkami.
                           Stała i patrzyła. Nic więcej tylko patrzyła na ten onieśmielający ją obraz. Białe domy, czyste, błękitne morze, łódki, rybacy, zamek... to była namiastka tego co ją tak zachwyciło. Cały krajobraz tak pasował do siebie, że w jej oczach pojawiły się łzy. W tle słyszała bawiące się dzieci i krzyczących przyjaźnie do siebie rybaków. Wytarła łzy w swój sweterek i podeszła bliżej morza. Okazało się być ciepłe. Zdjęła buty i bosymi stopami, delikatnie unosząc stopy, stąpała po brzegu. Nie mogła się nacieszyć tą chwilą. Cichy głosik w jej głowie ciągle mówił, że nie może się cieszyć, że powinna mieć żałobę po matce. I wtedy poddała się mu. Spojrzała jeszcze raz w dal i już nie patrzyła na morze tak jak wcześniej. Stwierdziła, że jeszcze za wcześnie aby żyć szczęśliwie, że jest złą córką. Odwróciła się i popatrzyła na dzieci, które biegały po plaży z piłkami i budowały zamki. Jakaś starsza para radośnie uśmiechała się do niej, a ona mimowolnie odwzajemniła uśmiech. Smutny uśmiech.
- Dzień dobry kochaniutka! - odezwała się starsza kobieta.
Gabriellę zadziwiła bezpośredniość tutejszych ludzi.
- Dzień dobry - odpowiedziała grzecznie.
- Coś cię trapi? Tylko się nie wykręcaj - zagroziła unosząc palec do góry i uśmiechając się do niej.
- Wszystko w porządku - posłała jej na tyle szczery uśmiech, że chyba kobieta uwierzyła.
- Jesteś tu nowa? Znaczy przepraszam, mieszkasz tu od niedawna? Bo chyba nie jesteś stąd, prawda? - zapytał ochrypłym głosem towarzysz kobiety.
- Przyjechałam z Londynu. - powiedziała nieśmiało.
- Tak myślałam! Jeszcze nie widziałam tutaj tak pięknych włosów i twarzyczki! - zachwyciła się staruszka.
- Tak myślałem, miastowa jesteś panienka. Tutaj inny świat jest, zapewniam ci - odezwał się przytulając małżonkę.
- Tu jest wspaniale - powiedziała bez żadnych emocji - Pięknie.
- Widzę, że nie znasz miasta w ogóle. Gdy odkryjesz jego środek, nie będziesz chciała wyjeżdżać. Zapewne też nie znasz żadnych legend, a to wielka szkoda... - ciągnęła ciekawie kobieta.
Starsza para zaproponowała Gabrielli przechadzkę po mieście, a ona się zgodziła. Spacerowała po brukowanych uliczkach, oglądając piękne domy z dużymi ogrodami. Gdy wyszli na obrzeża miasta, Gabriella zauważyła zamek, który ciekawił ją od samego początku jej pobytu nad morzem. Starsza pani zauważyła, w którą stronę był skierowany wzrok i uśmiechnęła się łagodnie.
- To był zamek księżniczki Elizabeth Cornwall, która mieszkała wraz z matką, Margaret. Jej ojciec zmarł kiedy miała osiemnaście lat, na chwilę przed śmiercią, podarował właśnie jej całą tą posiadłość. Podobno był wspaniałą osobą, tak samo jak jego córka. To ona wydała rozkaz aby miasto przyozdobić kwiatami, co do dziś są tego skutki.
- To był bardzo dobry pomysł - spojrzała na panią, ubraną w delikatny satynowy kombinezon. - Pewnie ród nie przetrwał? Zważywszy na wygląd zamku...
- On jest zadbany - obruszył się starszy pan - Tylko lata bez remontów dały się mu we znaki.
Gabriella popatrzyła na niego z ukosa.
- Rodzina przetrwała, ale chciała pozostać w ukryciu. Wybrała zwyczajne życie - staruszka odpowiedziała na jej pytanie, delikatnie szturchając męża.
Ta sytuacja wydała się być Gabrielli bardzo śmieszna. Starsza, bardzo elegancka kobieta, zmagająca się prawdopodobnie z problemami kręgosłupa, bije mężczyznę równie szykownego, który udaje jak bardzo mocno go uderzyła.
- Legenda głosi, że gdy księżniczka pierwszy raz zanurzyła w tym morzu, zakochała się w młodym, silnym mężczyźnie z niższej sfery. Mezalians wówczas był karany śmiercią, więc zakochana para uciekła przed odpowiedzialnością. Władzę przejęła Margaret, dzięki której rozwinął się handel rybami. Królowa zbierała pochwały, ze względu swojego młodego wieku, miała wielu amantów, głównie królów pobliskich krain. Wybrała życie samotne, czekając na powrót Elizabeth.
- I wróciła? - zapytała wyraźnie wciągnięta w rozmowę.
- Tak, wróciła. Gdy tylko dowiedziała się o strasznym stanie matki, wróciła nie patrząc na to czy zostanie zabita, czy nie. Pogodziły się pod jednym warunkiem, a chwilę później Margaret odeszła z tego świata.
- To musiał być dla niej szok! To bardzo nie sprawiedliwe...
- Tak, kochaniutka... ale wiesz... matka dała jej jeden, jedyny prezent w całym jej życiu.
- Przecież była księżniczką... pewnie miała wszystko co chciała. - skwitowała szybko.
- Nie było tak jak myślisz. Ten prezent to drobna, srebrna bransoletka.
- Tylko bransoletka? Nic więcej? - dopytywała, bardzo zdziwiona.
- To bransoletka na nóżkę niemowlęcia. Margaret wyczuła to, że jej córka jest w ciąży - powiedziała to z uśmieszkiem., a Gabriella zaczęła się domyślać, czy czasami nie widać, że jest w ciąży.
- Ooo, bardzo dobry dar. A wie pani jaki był ten warunek ich zgody?
- Panienko, powinnaś ładniej mówić... - wtrącił się zaspany mąż kobiety.
- Daj jej spokój Henry - i znowu go szturchnęła - Warunkiem był ślub księżniczki z jej wybrankiem. Musieli się obydwoje zanurzyć w tym oto morzu - wyciągnęła rękę przed siebie, jakby chciała objąć w ramiona cały krajobraz. W oczach miała dużo miłości.
- Więc ich historia dobrze się skończyła? - o dziwo ta rozmowa rozweseliła ją.
- Wzięli ślub i tylko tyle miasteczko słyszało o nich. - popatrzyła na męża, który pokiwał głową.
- Teraz już znasz to miasto, nadal wydaje ci się być wspaniałe? - ostatnie słowo wymówiła smutnym głosem - Czy wspaniałe?! - a teraz wesołym.
- Jest piękne - powiedziała entuzjastycznie.
- Cieszymy się, że tak myślisz. Swoją powinność już skończyliśmy, pokazałam ci co chciałam, ale na nas już czas. - powiedziała smutnym głosem - Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało, panienko. Jestem ci wdzięczna za poświęcony nam czas.
- To ja jestem wdzięczna, za te wszystkie historie. - podeszła do staruszki i objęła ją a następnie do mężczyzny.
- Do widzenia! Panienko...? - zapytał Henry.
- Gabriello - odpowiedziała.
- Dziękuję państwu. - powiedziała i nie oczekując odpowiedzi ruszyła przed siebie.
- Cornwall. - odpowiedziała milutkim głosem kobieta, lecz Gabriella była za daleko by usłyszeć.



5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <3 Czekam na następny :) I napisałaś w imieniny mojej mamy :D

    Ps. Zapraszam na nowy rozdział <3
    i-am-not-your.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna ta historia, którą tu opisałaś. W ogóle to miasteczko wydaje się takie miłe, a wszyscy ludzie strasznie sympatyczni, patrząc na parę staruszków :) Wydaje mi się, że to Gabi jest tą córką :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie chciałam przez to pokazać jaki charakter mają Anglicy. Tam jest całkowicie inaczej niż w Polsce :) Wszyscy są ze sobą w zgodzie, a to że jakiś obcy człowiek podejdzie i zapyta "co tam u ciebie?" to jest normalność, a tutaj wszyscy myślą, że jest pijany albo gwałciciel :D

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz! ;)